Pokazywanie postów oznaczonych etykietą plecak. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą plecak. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 kwietnia 2014

Krótkie historie ze szwami w rolach głównych

Wśród tematów, które chciałem opisać, niektóre posiadają wspólny mianownik. Chodzi o szycie, różnego rodzaju.

1) We wrześniu opisywałem jeden z zakupów w Lidlu, dotyczący plecaka biegowego (klik). Pech chciał, że po pół roku wiernego służenia na dłuższych treningach, nie nadawał się niestety do użytku - szwy puściły w kilku newralgicznych miejscach. Wygrzebałem paragon, udałem się do pobliskiego sklepu wiadomej sieci, przedstawiłem problem i czekałem na wyrok ("złe użytkowanie", "za dużo Pan do niego wkładał", "proszę zostawić, rozpatrzymy w ciągu 30 dni, tutaj jest odpowiedni formularz na kilka stron"). Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilku sekundach poproszono mnie do kasy i wręczono gotówkę za zwrot towaru

Czyli można podchodzić do klienta ze zrozumieniem i nie traktować go jak idioty, który nie wie, jak użytkować dany towar? Można! Ale nie wszędzie...

2) Pod koniec zimy, robiąc zakupy na stronie sklepbiegowy.com (głównie chodziło mi o wyprzedaż okolicznościowych koszulek technicznych z ubiegłorocznego Maratonu Warszawskiego) zainteresowałem się getrami biegowymi na chłodniejsze dni, firmy Nike (klik). Jako że też były w promocji, skusiłem się - będzie lans na osiedlu, pochwalę się znanym i drogim logo, zamiast ciągłego Kalenji czy też innego Crivit na stroju biegowym. Gacie przyszły, fajnie wyglądały, nie powiem. Na ciepłe dni trzeba jeszcze było nieco poczekać, więc wziąłem się za testowanie. Dobrze się w nich biegało, trzymały temperaturę ciała, nie krępowały ruchów. Ale co z tego, gdy po 2-3 wyjściach zauważyłem, że w okolicy pachwin szwy się zaczynały przecierać, a w jednym miejscu wręcz się wyrwały z materiału, pozostawiając w pobliżu tego miejsca dziurę wielkości paznokcia od małego palca. Nie przejąłem się tym za bardzo, stwierdziłem, że skoro to profesjonalny sklep dla biegaczy (żadne dyskonty i inne takie), to z reklamacją nie będzie problemu. Początki były przyjemne, otrzymałem ze sklepu odpowiedni formularz, który wypełniłem i odesłałem z wadliwym towarem.

Jakież było moje zdziwienie, gdy po jakimś czasie otrzymałem przesyłkę od sklepbiegowy.com wraz z... moimi podartymi getrami. Ekspertyza specjalisty głosiła, że poza przetarciami szwów wad towaru nie odnotowano i moja reklamacja została odrzucona. To ja się pytam, co może być wadą "gaci", jeśli nie wyrwany szew i dziura? Brakowało tylko stwierdzenia, że produkt był źle użytkowany (taaa, traktowałem je jako osłonę na buty...). Oczywiście odwołałem się od decyzji (do tego samego sklepu, bo innej instancji nie ma) i czekam na decyzję. W przypadku kolejnego odrzucenia zgłoszenia, sprawy nie mam zamiaru zostawić, zapewne Miejski Rzecznik Konsumentów za wiele mi nie pomoże, ale w ostateczności pójdę do sądu - dla zasady! Kur*a, kupuję sobie getry za 40-50 PLN w Decathlonie czy Lidlu i są one w stanie wytrzymać 2 lata bez problemu, a markowe gówno rozpada się po kilku treningach i to ma być normalna sytuacja i towar "bez wad"?!? To ma być poważne traktowanie przez "profesjonalny" sklep??? W takim razie w dupie mam takie "profesjonalne" sklepy z ich rzeczoznawcami od reklamacji!!!

3) Niejako dla uspokojenia nerwów, w tym tygodniu pozbyłem się kolejnego zęba z kolekcji moich "ósemek". Pierwszy z nich kilka miesięcy temu poddał się w 2 sekundy i obyło się bez szycia. Jeden dzień przerwy i już biegałem ;-)

Tym razem jednak cały zabieg chirurgiczny (termin ustaliłem podczas pierwszej wizyty, trzymając w garści terminarz biegów) trwał ponad pół godziny i objął takie ciekawostki jak piłowanie kości (tak się skubaniec zabarykadował) a szwy w gębie na zakończenie wizyty były konieczne (ich zdjęcie planowane mam na przyszły tydzień). Najbliższe zawody dopiero 1 maja, kolejny maraton ponad dwa tygodnie później, więc wszystko powinno się bezproblemowo zaleczyć. Gorzej z formą biegową, pani doktor zapowiedziała, że przez tydzień raczej o treningach mogę zapomnieć, taki będę osłabiony i obolały... Faktycznie, przez trzy pierwsze dni raczej nie w głowie mi były wypady "w teren", nawet piękna pogoda mnie nie kusiła... do dzisiaj :-) Nie wytrzymałem, wziąłem psa i przetruchtałem sobie w średnim tempie 5:12 min/km dystans 10km - ależ to była ulga, no ile można siedzieć w domu na zwolnieniu lekarskim i nic aktywnego nie robić! Co prawda szczęka mi nieco dokuczała, jednak wszystko było pod kontrolą, nie ryzykowałem głupimi zrywami lub czynnościami podnoszącymi ciśnienie. 

Najgorsze jest to, że czeka mnie jeszcze jeden taki zabieg, zapewne w okolicach czerwca-lipca (oczywiście znowu będę negocjował, aby mieć odpowiedni bufor czasy na wyleczenie i wznowienie treningów przed kolejnymi zawodami). Nic przyjemnego, wierzcie mi, do tego jeszcze ta perspektywa przymusowego odpoczywania od wysiłku przez kilka dni...

piątek, 28 lutego 2014

Podsumowanie zimowego lenistwa

Już niemal zdążyłem zapomnieć, jak wyglądał tegoroczny śnieg i jak się na nim trenowało. Od kilkunastu dni atakuje nas niemalże wiosenna pogoda, więc można zacząć myśleć o nieco bardziej zróżnicowanych treningach niż beztroskie "mroźne" klepanie kilometrów. Ale po kolei...

Styczeń, po kilkutygodniowym rozbieganiu, upłynął głównie na spokojnym powrocie do treningów. Co drugi dzień wydeptanie standardowej osiedlowo-leśnej trasy (ok. 12km) w nieprzemęczającym tempie. W związku z kapryśną i zmienną pogodą udało mi się przetestować kilka zakupionych wcześniej akcesoriów. I tak:

  • kolce na buty - jednym słowem "REWELACJA". Wielokrotnie uratowały moje kończyny i inne delikatne części ciała przed bolesną nauką grawitacji w praktyce. Nie spodziewałem się, że aż tak będą pomocne i dodadzą wielkiej pewności w bieganiu po zmrożonej nawierzchni. Nawet testy na czystym, zabójczym lodzie udały się w 100%. Dla porównania starałem się przebiec kilkaset metrów bez nich - szkoda gadać... Jedynie trzeba było uważać po pierwszych roztopach, kiedy to kontakt z odsłoniętym betonem nie był przyjemny i potrafił nieco zetrzeć uzbrojenie buta ;-)
  • opaska biegowa - mam mieszane uczucia. W cieplejsze dni zdecydowanie za mało "oddychała", w chłodniejsze i tak konieczna była czapka (z daszkiem lub zimowa), inaczej nieosłonięta część głowy cierpiała ataki mrozu. Jeszcze nie znalazłem dla niej optymalnych warunków pogodowych, chyba jest po prostu za gruba.
  • bandamka - tak, jak się spodziewałem, totalne nieporozumienie. Jeśli nie macie głowy jak Shrek, odpuśćcie sobie stres związany z próbą skutecznego jej noszenia. Starałem się nawet wiązać dwa końce ze sobą, jednak traciło się przez to elastyczność materiału, a poza tym mróz atakował w takiej sytuacji tylną część szyi. Jedynym ratunkiem jest wszycie własnego rzepa, ale chyba lepiej kupić coś innego, co będzie bardziej dopasowane...
  • czołówka - w śnieżne dni wieczorami zupełnie zbędna, po odwilży niezastąpiona, uratowała mnie kilka razy przed wodnymi pułapkami na trasie :-)
  • plecak biegowy - kolejny trafiony zakup z Lidla - świetnie sprawdzał się zarówno podczas dłuższych wybiegań (izotonik, telefon, część ubrań na przebranie w trasie), jak i krótszych treningów ze zmienną nawierzchnią (biegowa smycz Dilberta, kolce); lekki, świetnie dopasowany do ciała, nie przeszkadza podczas biegu, przy odpowiednio mocnym zamocowaniu poprawia utrzymać prostą sylwetkę.
Jednym z ciekawszych odkryć pozasprzętowych na początku roku była nowa trasa z wykorzystaniem dwóch (czyli obecnie wszystkich) naszych mostów. Do tej pory, jeśli chciałem dostać się i pobiegać po "właściwym" Toruniu, zmuszony byłem pokonywać ten sam odcinek dwa razy. Od grudnia ubiegłego roku można już korzystać z nowej przeprawy przez Wisłę (częścią jej oficjalnego otwarcia był Półmaraton Św. Mikołajów), więc i atrakcyjność treningów znacznie wzrosła. Oto przykładowa trasa w wariancie 20km.


Teraz można zaplanować zdecydowanie ciekawsze dłuższe wybiegania, z dość wymagającymi fragmentami (w tym przypadku dwa podbiegi na 12. i 17. km) i o wiele ciekawszymi widokami niż do tej pory. Przez pierwszych kilka tygodni tego roku przetestowałem wersje od 15 do 25 km.

Nieco bardziej wymagający okazał się luty. Standardowe biegi w środku tygodnia przeplatałem interwałami (5km rozbiegania, 10 powtórzeń 30sek. szybkiego biegu / 20 sek. truchtu, 5 km schładzania), podbiegami (6km rozbiegania, 6-10 powtórzeń 150m szybkiego wbiegania / 250m płaskiego szczytu i zbiegania, 6km schładzania) i regularnymi dłuższymi (20-25km) wybieganiami w weekendy. Wszystko dzięki temu, że śniegu już nie ma i można skupić się jedynie na szybkości i jakości treningu, a nie na walce z przyczepnością. Skutek jest taki, że w końcu czuję powracającą moc i nieco bardziej optymistycznie patrzę na tegoroczne ambitne założenia. 

Marzec zaczynamy od mocnego uderzenia. Już w niedzielę wraz z kolegami-maratończykami wyruszamy na pierwszy w tym roku dłuższy trening (ok. 30km) - przy okazji będzie można stwierdzić, czy nie przespaliśmy zimy i czy podołamy trudom zbliżających się "królewskich" (ze względu na dystans i wchodzenie w skład Korony Maratonów Polskich) biegów w Dębnie i Krakowie.

poniedziałek, 2 września 2013

Plecak biegowy Crivit z Lidla

Żonka upolowała dziś w Lidlu plecak biegowy. Akurat tego sprzętu w kolekcji mi brakowało, a na dłuższe wybiegania jak znalazł. Pas biodrowy, mimo że wygodny, nie zawsze się sprawdza (np. zimą kilka razy zamarzł mi w nim izotonik).


Dostępne były trzy kolory, jednak do gustu przypadł mi najbardziej jasnozielony, i taki na szczęście ujrzałem wchodząc po południu do domu. Plecak jest solidnie wykonany, odpowiednio usztywniony. Z przodu mamy w sumie trzy kieszenie zamykane na suwak: główną (dużą, z dwoma segmentami), mniejszą (na klucze czy dokumenty) oraz na samym dole, ze schowaną, ściąganą na gumkę siatką (np. na przepoconą po treningu koszulkę).



Tył jest przyjemnie wyprofilowany, całość dobrze przylega do pleców. Nie chciało mi się biegać po mieszkaniu, żeby sprawdzić, jak się trzyma i czy nie tłucze po tyle głowy, ale kilka podskoków upewniło mnie, że nie powinno być problemów. Jeśli mimo wszystko nie będziemy czuli się przekonani, na szelkach mamy jeszcze dwa pasy stabilizujące :-)



Na testy praktyczne przyjdzie pora za jakiś czas, jednak czuję, że będzie z niego pociecha. Psiak też powinien być zadowolony, bo teraz na trening na pewno uda mi się przemycić jakieś smakołyki dla niego ;-) Myślę, że za niecałe 50zł jest to towar, obok którego szkoda przejść obojętnie. Po raz kolejny (mam już m.in. buty i odzież biegową) okazało się, że Crivit umie połączyć wysoką jakość z niewygórowaną ceną.




Tak na marginesie, jeśli zainteresowani jesteście ubraniami kompresyjnymi (z tej samej gazetki reklamowej), odpuśćcie sobie - to zwykła obcisła odzież treningowa, nie mająca nic wspólnego z odpowiednim uciskaniem partii mięśni...