Pokazywanie postów oznaczonych etykietą warszawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą warszawa. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Kolejne zmagania z uśmiechem na twarzy


Ostatnich 30 dni nie należało do najbardziej intensywnie spędzonych od kiedy biorę udział w biegach masowych. Po udanym starcie w Gdyni (chodzi mi o podejście i samopoczucie, nie wynik), weryfikacja nastąpiła dość szybko. Już tydzień później miałem okazję ponownie zmierzyć się z półmaratonem, tym razem w Warszawie. Przy okazji po raz kolejny okazało się, że ta impreza może z powodzeniem konkurować z największymi w Europie. Organizacja perfekcyjna, wszystko przemyślane, niczego nie zabrakło. Brawo!

Mogłem być również zadowolony z własnej dyspozycji. Powtórzyłem wynik 1h34m, co przy aktualnej formie i powracających problemach z kolanami uznaję za zadowalający rezultat. W ten oto sposób zdobyłem drugi element Korony Półmaratonów Polskich. Oczywiście nadal podchodzę sceptycznie do tej inicjatywy, ale przynajmniej jest to jakiś cel na bieżący rok.

Nadszedł czas na lekkie odpuszczenie treningów, po którym nastąpiły dwa starty na krótszym dystansie. Wzięliśmy udział w biegu na 10 km w ramach Orlen Warsaw Marathon. Ponownie należy pochwalić organizatorów za przygotowanie imprezy. Jeśli natomiast chodzi o mój wynik, był i tak lepszy niż oczekiwałem. Podczas gdy znajomi ruszyli na podbój życiówek, ja skupiłem się na spokojnym pokonaniu dystansu bez nabawienia się kontuzji. Na szczęście po 2-3 km kolano rozgrzało się na tyle, że nie sprawiało mi kłopotu, nie było więc problemu z utrzymaniem sensownego tempa. Wynik 41m36s to obecnie chyba okolice szczytu moich możliwości.


Wczoraj natomiast nie było już tak dobrze. Tradycyjnie końcówka kwietnia wiąże się z udziałem w Run Toruń. Do tej pory była to chyba jedyna stojąca na wysokim poziomie impreza w moim mieście. Niestety zauważalne jest wypalenie organizatorów, przez co nie czuć już charakterystycznego błysku i świeżości, które cechowały te zawody. Dodatkowo najważniejszą niewiadomą w tym przypadku (start w samo południe) jest pogoda. Bywało w tej kwestii różnie, w tym roku nie było dla biegaczy taryfy ulgowej.

Ostatnie chwile przed "odcięciem" (fot. Jan Chmielewski)

Upał i palące słońce dały się we znaki niejednemu zawodnikowi. Sam również nie uniknąłem przegrzania. Po w miarę udanych 7 km odcięło mnie, przez co drugą część dystansu pokonałem w znacznie wolniejszym tempie. Na mecie zameldowałem się równo po 44 minutach od startu, co jest najgorszym wynikiem od bardzo dawna. Niemniej jednak nieco pocieszające jest to, że zostawiłem za sobą 90% startujących ;-)

 Najdłuższe 200 metrów do mety od lat (fot. Jan Chmielewski)

Na szczęście za kilka tygodni będzie okazja do swoistego biegowego resetu. Udział w plenerowym Rykowisku może być świetną okazją do aktywnego odpoczynku od asfaltowych tras.

poniedziałek, 30 września 2013

034352

03h43m52s - taki jest właśnie mój aktualny rekord na dystansie maratonu! Plan udało się zrealizować w 100%, ale żeby nie poprzestać na złamaniu granicy 3h45m postanowiłem przez ostatnie 5km utrzymać bonus w postaci "zaoszczędzonych" na trasie kilkudziesięciu sekund. Nie powiem, końcówka była mordercza, ale przy średnim tempie biegu 5:18 min/km byłem w stanie wykrzesać jeszcze jeden kilometr wydeptany w 4:40 min/km. To dodało mi skrzydeł i pozwoliło wbiec na metę na Stadionie Narodowym rycząc ze szczęścia :-)



Przyjęta strategia Negative Split (rozpoczęcie od tempa wolnego i stopniowe przyspieszanie po każdym odcinku 5km) dała mi dużo spokoju na dystansie i komfort psychiczny w postaci systematycznego wyprzedzania innych w drugiej połowie biegu. Oczywiście muszę zweryfikować ten plan przy walce o kolejną poprawę wyniku (3:40 na wiosnę w Krakowie?), mam nadzieję, że wówczas także odniosę sukces :-)

Jest jeszcze jedna, raczej pozasportowa zaleta przyjętego planu - cały czas musiałem pilnować tempa i korygować je, jeśli dany kilometr przebiegłem w czasie innym niż rozpisany. Dzięki temu nie odczułem standardowego znużenia biegiem po dystansie ok. 30km (łepetynę ciągle miałem zajętą "kombinowaniem" i trzymaniem nóg w dyscyplinie), tylko z w miarę świeżym umysłem mogłem rzucić się na ostatnich 10km w wir walki...

Czasu na odpoczynek nie przewiduję, już od jutra ruszam z lekkim truchtaniem, a za kilka dni pora na interwały i inne podbiegi ;-)

Tego wyniku potrzebowałem, żeby podbudować się po dość nieudanym (z powodu kontuzji i mozolnego odbudowywania formy) sezonie.

Stadion Narodowy zdobyty! Dziękuję Warszawo za miłe przywitanie i pozwolenie na skuteczne zadeptanie trasy w założonym czasie! :-)