Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pabianice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pabianice. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 kwietnia 2017

Nie samymi sukcesami żyje biegacz

Wiosenne starty w dwóch z trzech głównych biegach tej części sezonu dały mi wiele do myślenia. Co prawda po raz pierwszy z założenia nie rzucam się na życiówki ("swoje" zrobiłem już w poprzednich lata i wiele więcej nie osiągnę), ale mimo wszystko jakieś oczekiwania dotyczące wyników miałem.

Przełom marca i kwietnia to standardowo duże półmaratony. Tym razem wybraliśmy się do Poznania i Pabianic. W przypadku pierwszego z biegów nie obyło się bez przygód. Oficjalnie w protokole mam DNS, mimo że ostatecznie pobiegłem. Z powodu zagubienia numeru startowego (i tym samym, chipa) wisiało nade mną widmo pozostania "w cywilu" i kibicowania kolegom albo wyruszenia "na krzywy ryj", czego chciałem uniknąć. Ostatecznie kilkanaście minut przed startem udało mi się wybłagać u jednej z organizatorek w Biurze Prasowym wydrukowanie numeru (na zwykłej kartce, wzmacnianej taśmą klejącą na tylnej części, jednak na szczęście z zachowaniem oryginalnego wzornictwa) i tak prowizorycznie oznaczony mogłem stawić się w swoim sektorze. 

Ta dawka adrenaliny dała mi paliwo na pierwszych pięciu kilometrach, na których byłem zdolny dotrzymać kroku Michałowi i Piotrowi. Potem nagle opadłem z sił. Nie byłem w stanie utrzymać tempa, zniechęciłem się zupełnie i w efekcie na każdym kilometrze zwalniałem do marszu. Pod tym względem był to mój najgorszy półmaraton w historii startów na tym dystansie. Tak zniechęcony i bezsilny jeszcze nie byłem. Doszło do tego, że na 19-tym kilometrze zaczęła mnie wyprzedzać grupa prowadzona na czas 1h35m (startowała chwilę po nas), więc z pierwotnego planu trzymania się rezultatu 1h30m ostatecznie udało mi się jedynie zmotywować, by odkuć się na "balonikach" i wbiec na halę z metą jakiś czas przed nimi. Było mnie stać tylko na wynik 1h36m, co i tak obecnie wydaje się niezłym osiągnięciem.

 Jedyny dowód na to, że ukończyłem Poznań Półmaraton w tym roku...

Jeszcze gorzej było tydzień później. Do Pabianic wybierałem się przepełniony z jednej strony sportową złością po nieudanym starcie w Poznaniu, z drugiej natomiast chciałem na tyle się wyluzować, żeby nie stresować się na trasie ewentualną niemocą. Tym razem mocy starczyło mi na połowę dystansu. Zakładaliśmy z Michałem spokojny bieg na czas w okolicach 1h35m (co byłoby nieznaczną poprawą w ciągu tygodnia), jednak biegło się na tyle komfortowo, że nieznacznie przyspieszyłem. Utrzymywałem spokojne, ale dość mocne tempo do 10-11 km, po czym niemal stanąłem. 

Po chwili minął mnie Michał pytając się, czy wszystko ok. Machnąłem tylko ze zrezygnowaniem ręką i kontynuowałem pokonywanie kilometrów w fatalnym stylu, marszobiegiem. Ponownie byłem skazany na zmierzenie się z pacemakerami, tylko że tym razem z tymi, którzy biegli na czas 1h40m. Mimo zupełnej niemocy udało mi się przegonić ich na ostatnim kilometrze, by do mety dotrzeć z czasem 1h39m.

Na pocieszenie po biegu czekała konkretna wyżerka

Miałem dość, nic nie szło tak, jak powinno, mimo że zimę przepracowałem (tak mi się wydaje), solidnie, realizując 12-tygodniowy plan treningowy przed maratonem w Łodzi. Nie szukałem wymówek (po prostu byłem słaby i już), ale nasunęło mi się kilka wniosków:
- ostatnie tygodnie przed półmaratonami biegałem w zużytych butach; gdy po jednym z treningów poczułem ból w piszczelach, domyśliłem się, że moim Joma Carrera należy się emerytura po osiągnięciu wspólnych 2300 km; było już jednak za późno na poprawę i mimo zmiany obuwia nogi były za bardzo zmęczone i nie zdołały się zregenerować,
- plan treningowy - w zeszłym roku realizowałem 10-tygodniowy cykl dostosowany do życiówki w półmaratonie, tym razem głównym startem jest wiosenny maraton, i to pod niego się przygotowuję, więc może po prostu nie byłem w stanie utrzymać tempo startowe o pół minuty szybsze,
- to po prostu nie były "moje dni", nie zawsze udaje się biec na 100% możliwości i należy cieszyć się samymi startami, nie zawsze wynikami.

Tak czy inaczej, to już historia i pozostało mało czasu do wyprawy do Łodzi. Wiele już nie poprawię, więc muszę oczyścić umysł i skupić się na wyluzowanym starcie. Wynik końcowy w granicach 3h30m będzie dla mnie satysfakcjonujący, chociaż nie ukrywam, że na początku ustawię wirtualnego partnera w zegarku na obecną życiówkę (3h19m), głównie po to, żeby mieć pewien punkt odniesienia. Prawda jest taka, że na dystansie będzie mi już obojętne, czy dobiegnę w czasie 3h30m, 3h40m czy 3h45m, jeśli i tak będę się oddalał od najlepszego wyniku. Pozostaje mi tylko nastawienie się pozytywnie i czekanie na start.

Jedno jest pewne, ta wiosna to dla mnie swoisty trening - jednak chyba bardziej mentalny niż fizyczny...

wtorek, 24 stycznia 2017

Wypełnianie kalendarza 2017

Zauważyłem, że od kilku lat pierwszymi wydarzeniami wypełnianymi w styczniu na najbliższych 12 miesięcy, nie jest termin urlopu i innych dni wolnych, ale biegi, w których mam zamiar wystartować. Czyli najpierw trzeba zaplanować wysiłek, a dopiero później znaleźć czas na wypoczynek

W przypadku poprzednich sezonów, gdy startowałem zdecydowanie częściej (niezapomniane dla mnie hasło małżonki "nie biegaj w każdy weekend" podczas sesji fotograficznej), często terminy udało się pokryć się (Berlin, Praga, Trójmiasto) i wówczas w trakcie kilkudniowego wyjazdu przypadał też czas na wzięcie udziału w zawodach :-)

Mała rada sprzed kilku lat od małżonki (fot. Katarzyna Pawlak)

Aktualnie tak naprawdę mam już zaplanowane starty na pierwszą połowę roku. W drugiej na pewno wezmę udział w jesiennym maratonie (najprawdopodobniej "u siebie", w Toruniu) i zapewne kilku krótszych biegach (np. tradycyjnie już Gniewkowo, może Gniezno).

Wiosna będzie aktywna, ale pierwszy raz zaczynam sezon od zrealizowanych wcześniej wszystkich celów. Do pokonanego wcześniej maratonu poniżej 3h30m, w zeszłym roku doszły złamane kolejne bariery - 1h30m w półmaratonie oraz 40m w biegu na 10 km. W związku z tym ten sezon będzie (przynajmniej w założeniach) zupełnie na luzie, chociaż oczywiście jakieś cele sobie postawiłem - utrzymanie się w pobliżu życiówek będzie mile widziane :-)

A tak oto przedstawia się mój harmonogram na najbliższe miesiące:
- 04.03. - VI Zimowy Bieg Dębowy - od lat najlepszy sprawdzian możliwości na początku przygotowań do całego sezonu,
- 26.03. - 10. PKO Poznań Półmaraton - jedno z moich ulubionych miejsc do biegania, więc na jubileuszowym półmaratonie nie może mnie zabraknąć,
- 02.04. - VII Pabianicki Półmaraton - debiut w tej imprezie, słyszałem wiele pozytywnych opinii, trzeba je zweryfikować,
- 23.04. - DOZ Łódź Maraton z PZU - powrót w miejsce, w którym pierwszy raz przebiegłem maraton poniżej 3h30m,
- 30.04. - Run Toruń - kolejna odsłona bardzo popularnej imprezy ze świetnymi medalami,
- 13.05. - IV Bieg Rycerski - debiut w chwalonych przez biegaczy zawodach,
- 20.05. - VIII Kwidzyński Bieg Papiernika - jeden z najlepiej zorganizowanych biegów w Polsce, tradycyjnie za darmo.

Najważniejsze imprezy to oczywiście starty w Poznaniu i Łodzi. To właśnie pod maraton już za kilka dni rozpocznę kolejną rundę 12-tygodniowego treningu, który jak do tej pory sprawdzał się wyśmienicie. Ponownie, w porównaniu do oryginału, 5 dni biegowych w tygodniu zredukuję do 4 - ten manewr skutkował bardziej wypoczętymi nogami przy braku spadku możliwości (testowałem obydwa warianty) i wytrzymałości. 

Dodatkowym argumentem przemawiającym za "oszczędniejszym" bieganiem jest to, że tym razem nie stawiam przed sobą celu w postaci kolejnej życiówki.

Latem nie przewiduję wielkiej ilości startów, po prostu wysokie temperatury nigdy nie służyły w moim przypadku przyjemnemu bieganiu. Zdecydowanie bardziej preferuję dwucyfrowe mrozy od upałów.