czwartek, 22 maja 2014

Szczęśliwa krakowska trzynastka

Za mną kolejny maratoński weekend tej wiosny. Tym razem zawitaliśmy z Waldkiem i Pawłem w Krakowie, w którym pokonaliśmy następny z biegów zaliczanych do Korony Maratonów Polskich. Zrezygnowaliśmy z transportu samochodowego na rzecz Polskiego Busa - dzięki temu mogłem, jako potencjalny kierowca, odpocząć spokojnie po zawodach, zamiast pilnować przez kilka godzin drogi...

Jeszcze tylko śpiwór i można ruszać :-)

Paweł świetnie spisał się jako nasz kwatermistrz - wystarczy wspomnieć, że wygodne mieszkanie bardzo kusiło możliwym wypoczynkiem i starało się wybić nam z głów niedzielną walkę z królewskim dystansem. Mimo to udało mi się pokonać własne lenistwo.

Organizatorom udało się mnie nie pominąć


Tędy biegać nie będziemy...

Po odbiorze pakietów startowych na stadionie Wisły i powrocie do naszego lokum w pobliżu Starówki wyruszyłem na małe (w założeniu 5km) rozbieganie. Oczywiście po 4km nie za bardzo wiedziałem, w którą stronę się udać, żeby wrócić, więc ruszyłem na oślep (miałem ze sobą jedynie Garmina, telefon pozostał w mieszkaniu, więc nie mogłem sprawdzić mapy). Minęło kolejnych kilkanaście minut i w końcu zapytałem przechodzą osobę "Którędy na Wawel?" Był to dla mnie idealny punkt odniesienia, z którego już bez problemów dotarłem na miejsce...

 Chwila schłodzenia po sobotnim treningu

Nasze zapasy chemii...

Niedawne obfite opady na południu Polski spowodowały, że organizatorzy musieli zmienić nieco trasę (kolejny raz, bo tydzień wcześniej zrezygnowano z jednej pętli prowadzącej m.in. w kierunku Nowej Huty na rzecz dwóch okrążeń), żeby ominąć newralgiczne (i zalane) okolice Wisły. Stracono przez to atest (chociaż dochodzą mnie obecnie sprzeczne informacje w tym temacie), jednak i tak wg mnie należą się wielkie słowa uznania dla organizatorów - zapewne w niektórych miastach (Waldek, wiemy w jakim na pewno...) tak sprawnie do sprawy by się nie podeszło, np. "dokręcając" na siłę brakujący dystans na bieżni lub po prostu odwołując imprezę.

Trasa z naniesioną zmianą

Po niedawnej życiówce w Dębnie nie czułem się na siłach, aby poprawić swój wynik, więc planowałem przebiec 13. Cracovia Maraton spokojnie (pierwotnie, przewidując upał, myślałem o czasie 4:00). Jednak aura okazała się sprzymierzeńcem biegaczy, dzięki czemu zweryfikowałem założenia do 3:40 - a co tam, jak szaleć, to szaleć!. W opasce na rękę uwzględniłem przetestowaną wcześniej strategię Negative Split (dwa starty - dwie życiówki). W efekcie biegłem na początku cały czas w kontakcie wzrokowym z grupą prowadzoną na 3:45. Pech chciał, że zgodnie z moją rozpiską zacząłem ją wyprzedzać w miejscu, gdzie przez kilka km trasa dramatycznie zwężała, więc trochę wybiło mnie to z rytmu. Potem miałem tylko nadzieję, że nie osłabnę na tyle, żeby peleton z "balonikami" ostatecznie dobiegł przede mną...

 Kilku śmiałków na starcie

Wśród nich są i nasze...

Do 36. kilometra wszystko szło jak w zegarku (do tego po kilkunastu kilometrach zaczął padać zbawienny deszcz, który dodał nieco energii), potem jednak wyszedł brak solidnego przygotowania - z powodu innych startów na krótszych dystansach i kilkudniowej przerwy w treningach z przyczyn medycznych nie miałem kiedy zrobić porządnego wybiegania (ostatnim, jeśli można tak to ująć, był maraton w Dębnie). Poczułem zmęczenie, zamiast przyspieszyć zwolniłem, jednak i tak biegłem bez presji na wynik, więc nie stresowało mnie to zbytnio. Okazało się jednak na 40. kilometrze, że przy odrobinie wysiłku mogę zawalczyć o życiówkę (3:40 okazało się i tak nierealne). Zachęcałem grupki kibiców do dopingu - ich oklaski dodały skrzydeł na ostatniej, długiej prostej na krakowskim Rynku. Wycisnąłem z siebie tyle, ile się dało i z entuzjazmem wpadłem na metę z czasem 3:41:19! :-)



 Uśmiech na mecie musi być!

Najlepszy możliwy posiłek regeneracyjny...

Niby życiówka poprawiona tylko o ok. pół minuty, jednak nowy rekord cieszył mnie o wiele bardziej niż ten z Dębna (gdzie poprawiłem go o 2 minuty).

Powiem szczerze, że bardzo obawiałem się tego maratonu pod względem organizacyjnym. Wiele dało się słyszeć głosów narzekań na poprzednie edycje, jednak 13. Cracovia Maraton był przygotowany i przeprowadzony bardzo dobrze. Oczywiście były niedociągnięcia (bardzo wąskie fragmenty trasy, brak prysznica na mecie), jednak pozytywów było zdecydowanie więcej (ilość punktów z wodą, obsługa wolontariatu, kibice, wspaniała lokalizacja finiszu, piękny medal). Zapewne wrócę do Krakowa na ten bieg za kilka lat.


 Czas wracać do domu...


W tym roku grafik na pięty, ale można już zacząć myśleć o startach w 2015!