Mimo że nie przywiązuję specjalnie uwagi do zmiany daty na przełomie lat, jednak warto by było spojrzeć na to, co robiłem przez ostatnich dwanaście miesięcy, w porównaniu z poprzednimi okresami.
Pod tym względem muszę określić rok 2014 jako wyjątkowy. Przede wszystkim zapamiętam go z tego, że trzykrotnie poprawiałem w nim swój rekord na dystansie maratonu (Dębno - 3:41:52, Kraków - 3:41:19, Berlin - 3:30:50), więc główne założenie zrealizowałem.
Warte odnotowania są też inne fakty. Miniony sezon był zdecydowanie bardziej rozsądnie wybiegany. Po raz pierwszy obyło się bez kontuzji, wykonałem w końcu długoterminowy plan treningowy, ale najważniejsze dla mojej małżonki było to, że udało mi się spełnić jej prośbę jasno wyartykułowaną w okresie ślubu:
W końcu postawiłem na jakość biegów zamiast ich ilości i ostatecznie wziąłem udział jedynie w 14 imprezach, co jest istotną zmianą, bo do tej pory każdy rok niósł ze sobą ponad 20 startów.
Nie przeszkodziło mi to jednak w osiągnięciu rekordowej ilości wybieganych kilometrów łącznie na treningach i zawodach. Postęp jest zauważalny:
- 2011 - 1 717 km,
- 2012 - 2 190 km,
- 2013 - 2 366 km,
- 2014 - 2 773 km.
Chciałem wybiegać średnio ponad 200 km miesięcznie i, jak widać, udało mi się to bez problemu. Do tego dołożyłem 2000 km przejechanych na rowerze. Nie jest to zdumiewający wynik, jednak warto zauważyć, że były to jedynie trasy do i z pracy.
W nowym, 2015 roku, zapewne startów w zawodach będzie też nie więcej niż kilkanaście, nastawię się na jeden mocny maraton (Łódź - tam mnie jeszcze nie było...) i kilka półmaratonów. Poza tym mam zamiar, żeby był to okres spędzony głównie na bieganiu rekreacyjnym i budowaniu formy na kolejne sezony.
Aktualnie jestem właśnie po dwutygodniowym roztrenowaniu i pierwszym treningu po nim - mam nadzieję, że wraca radość z biegania, którą ostatnio gdzieś zatraciłem. Świeżość i luz na treningach to podstawa :-)
Uff... Trzeci maraton w przeciągu miesiąca stał się faktem.
W ostatni weekend wystartowałem w 15. Poznań Maraton, który to bieg był wieńczącym cykl Korony Maratonów Polskich. Cel jaki sobie postawiliśmy z Michałem i Waldkiem to 3:55 przebyte sprawdzoną w Berlinie metodą Marco. Pierwotnie zakładałem nieco mocniejsze tempo i czas zbliżony do niedawno zdobytej życiówki, jednak już pierwszy trening dwa tygodnie temu zrewidował to postanowienie - podczas podbiegu naciągnąłem sobie mięsień w biodrze i z lekkim dyskomfortem biegam do tej pory, więc zbytnie przyspieszenie byłoby szaleństwem.
Lans na dzielni w drodze na kolację ;-)
Toruńska Banda Łowców Koron - niestety nie w komplecie...
Przyłapany w drodze do tymczasowej samotni...
Nieco zmodyfikowana trasa (przebiegnięcie przez stadion piłkarski, pominięcie niesławnego podbiegu po 30. km) nie dawała się specjalnie we znaki, kilometry mijały szybko i w miłej atmosferze - był czas na ucinanie sobie pogawędek czy dzielenie się wrażeniami z ostatnich biegów czy treningów.
Na ostatnich 5 kilometrach założyłem na głowę specjalnie na tę okazję przygotowaną koronę, żeby uczcić ukończenie najważniejszych maratonów w naszym kraju. Tuż przed samą metą wypatrzyłem w tłumie kibiców żonę, więc zwróciłem się w jej kierunku, żeby przekazać jej królewskiego buziaka ;-)
O, tu jest żonka!
Metę przekroczyłem z czasem netto 3:56:15, dzięki czemu zrealizowałem swoje postanowienie, czyli każdy z maratonów ukończony poniżej 4 godzin.
Nieco ostrzejszy finisz niż dotychczasowe spacerowe tempo
Przydałoby się małe podsumowanie mojej Korony Maratonów Polskich:
- Maraton Warszawski - 3:43:52 (ówczesna życiówka, pierwszy raz maraton poniżej 3:45)
- Wrocław Maraton - 3:53:02 (spokojne wybieganie przed Berlin Marathon, celem było 4:00)
- Poznań Maraton - 3:56:15 (spokojne wybieganie na zakończenie sezonu, celem było 3:55)
Kochane dzieci, pamiętajcie o jedzeniu owoców...
... i innych rzeczy też ;-)
Nie są to może jakieś wybitne wyniki, jednak dla mnie jak najbardziej satysfakcjonujące. Jeśli dołożyć do tego niedawną życiówkę w Berlinie (3:30:50), ten sezon pod względem występów w maratonach był dla mnie rekordowy (5 startów, 3 życiówki). Przy okazji w Poznaniu przypadł mały jubileusz - był to mój dziesiąty start na królewskim dystansie.
Do końca roku pozostały już tylko spokojne treningi, wybiegania i Półmaraton Św. Mikołajów. W przyszłym roku z Michałem nastawiamy się bardziej na półmaratony (będziemy próbowali zbliżyć się do czasu 1:30), jednakże kilka maratonów też przebiegnę (na pewno Praga, prawdopodobnie Łódź i jeszcze jeden lub dwa jesienią).
Czas chyba przerwać styczniowe lenistwo i dokończyć zestawienie muzycznych wydawnictw, które ukazując się w poprzednim roku towarzyszyły mi najczęściej podczas biegania.
1. Na roztrenowanie - Dr Misio - "Młodzi"
Arkadiusz Jakubik do tej pory kojarzył mi się jedynie z rolami m.in. w filmach Wojtka Smarzowskiego. Gdy dowiedziałem się, że wraz z kolegami nagrał płytę rockową, miałem jak największe obawy. Tym większe było moje zdziwienie i jednocześnie zachwyt nad "Młodymi", gdy w końcu zdecydowałem się na przesłuchanie tych utworów. To po prostu zagrane z pazurem kawałki, trafnie i kąśliwie opisujące naszą rzeczywistość, z charakterystycznym poczuciem humoru i puszczaniem "oka" do słuchacza na każdym kroku. Idealna pozycja na odreagowanie i przerwy w treningach!
2. Na bieg w ciemności - Queens Of The Stone Age - "... Like Clockwork"
Zdecydowanie jeden z lepszych krążków roku 2013. Entuzjastycznie przyjęty przez fanów, doceniany przez krytykę. Josh Homme ma już ugruntowaną pozycję na rynku muzycznym, nie musi nic udowadniać, jednak tym razem podniósł poprzeczkę bardzo wysoko. Album niesamowicie wyrównany, przemyślany w każdej sekundzie, hipnotyzujący. Ciężko wybrać kilka utworów z "... Like Clockwork", płytę trzeba pochłaniać w całości, najlepiej w ciemności - wtedy geniusz "Rudego" odkrywa kolejne, mroczne warstwy. Kilka razy biegając wieczorami i słuchając tego albumu przyłapałem się na mimowolnym przyspieszaniu - okoliczne drzewa nabierały niepokojących kształtów...
3. Na dojazd na zawody - Soulfly - "Savages"
Max Cavalera jest niezwykle płodnym artystą, regularnie wydającym płyty pod nazwami swych projektów. Co prawda jeden z jego podstawowych zespołów, Soulfly, przez kilka ostatnich lat wpadł w pewną zadyszkę, jednak "Savages" to powrót na właściwe tory. Soczyste, ostre kawałki świetnie spisują się w samochodowym odtwarzaczu, szczególnie gdy obawiamy się, że możemy nie zdążyć na zawody ;-)
4. Na pierwszą połowę maratonu - Skunk Anansie - "An Acoustic Skunk Anansie (Live In London)"
Maratony trzeba biegać przede wszystkim "głową", co doskonale wiadomo. Nie można na początku dać się ponieść pulsującej adrenalinie, pierwsza połówka musi być odpowiednio wyważona i spokojna. Dobrym towarzyszem tych ważnych kilometrów może być akustyczny zestaw największych przebojów Skunk Anansie. To wg mnie jeden z ważniejszych zarejestrowanych koncertów "bez prądu".
5. Na drugą połowę maratonu - Black Sabbath - "13"
Gdy na ostatnich kilometrach biegu maratońskiego zaczynają nas opuszczać siły a nogi mogą odmawiać posłuszeństwa, polecam nakarmić uszy najnowszym albumem weteranów z Black Sabbath. Skoro, z Ozzym na czele, byli w stanie powrócić muzycznie do swoich najlepszych dokonań, jeśli w ich twórczości nadal czuć energię i moc, to dlaczego mielibyśmy nie dać rady dobiec do mety z uśmiechem na twarzy?!?
6. Na Test Coopera - DevilDriver - "Winter Kills"
Test Coopera trzeba pokonać w miarę szybko, rytmicznie, bez większego zastanawiania się. Idealnie do przodu będą popychały nas dźwięki z "Winter Kills" - metalowe mięcho bez chwili wytchnienia. Nie ma czasu na zwalnianie, oglądanie się za siebie - uspokoić można się dopiero na mecie.
7. Na bieg na 5km - Muse - "Live At Rome Olympic Stadium"
Nie przepadam za oglądaniem koncertów na DVD, to dla mnie zazwyczaj uczucie zbliżone do lizania lodów przez szybkę, namiastka prawdziwego wydarzenia. Jednak w tym przypadku obejrzałem całość z rozdziawioną gębą - wiedziałem, że po Muse można spodziewać się wielkiego widowiska, jednak zarejestrowany występ w Rzymie to coś niebywałego. Daje kopa!
8. Na bieg na 10km - Newsted - "Heavy Metal Music"
Jason Newsted, nieodżałowany były basista Metalliki, w końcu powraca w wielkim stylu. Przez kilkanaście lat nieco się błąkał, poszukiwał, jednak widać, że warto było czekać. To dla mnie jedna z największych pozytywnych niespodzianek minionego roku - tak żywiołowej, na luzie nagranej i wciągającej płyty dawno nie słyszałem. Bez spiny, bez kompleksów, z "fuckiem" skierowanym w stronę wszystkich, którzy przekreślili tego przesympatycznego muzyka.
9. NA WSZYSTKO - NINE INCH NAILS - "HESITATION MARKS"
Na sam koniec zostawiłem moją wisienkę na muzycznym torcie. Nie ukrywam, że Trent Reznor jest dla mnie swoistym guru, nie umiem obojętnie przejść obok twórczości tego tytana pracy. Co prawda najnowsze wydawnictwo, będące powrotem po kilku latach (kiedy to rozdział pt. "Nine Inch Nails" miał zostać definitywnie zamknięty) rozczarowuje wiele osób, jednak za mało we mnie obiektywizmu, żeby podzielić ten pogląd i dla moich uszu to wspaniała uczta. W każdej krytycznej chwili podczas treningu czy zawodów mogę liczyć na zastrzyk energii w postaci utworów z "Hesitation Marks". Tym bardziej cieszę się, że będę mógł już za kilka miesięcy posłuchać ich na żywo, podczas koncertu w Katowicach. Będzie to, obok Maratonu Berlińskiego, zdecydowanie najważniejsze wydarzenie A.D. 2014.
To by było na tyle - podsumowanie uważam za zakończone... W międzyczasie skończyłem okres roztrenowania, wróciłem do regularnego biegania w "swoim" tempie, przy okazji odkryłem ciekawą trasę urozmaicającą truchtanie po Toruniu, ale o tym napiszę wkrótce...
Jeszcze tylko kilka godzin i będzie trzeba zmienić liczbę z rokiem w kalendarzu. Staram się z rozsądkiem podchodzić do wszelkich podsumowań, planów, celów - czas wolę traktować jako ciągłość, nie konkretne etapy. Mimo to warto jednak na chwilę zatrzymać się, spojrzeć na minione osiągnięcia i stwierdzić, co np. chciałoby się poprawić czy zmienić.
Nie będę Was tutaj zanudzać wypisywaniem tegorocznych rekordów i wyników w biegach, podsumowaniem przebytych kilometrów etc., wszak zrobiłem to już w skrócie jakiś czas temu. Tym razem postanowiłem połączyć moje dwie pasje - muzykę i bieganie, wskazując, jakie nowe albumy szczególnie przypadły mi do gustu podczas treningów i zawodów. Przy okazji każdy z nich (po ciężkiej selekcji zostawiłem kilkanaście) postarałem się przypisać do konkretnych sytuacji około-biegowych. Nie traktujcie tego jako rankingu, bardziej jako próbę uchwycenia, nomen omen, rozbieganych myśli...
1. Na rozbieganie - Beady Eye - "BE"
Nigdy nie byłem fanem braci Gallagher z Oasis, jednak muszę stwierdzić, że rozpad zespołu wyszedł im na dobre. W tym roku Liam z kolegami wydali swój drugi krążek pod nazwą Beady Eye, z którego piosenki idealnie nadają się na spokojny, rytmiczny początek treningu.
2. Na rozciąganie - Kult - "Prosto"
Kult już dawno nie wydał tak dobrej, mocnej płyty. Do ich twórczości podchodziłem z szacunkiem, ale bez uwielbienia. Tym razem ugiąłem się pod ciężarem i siłą chociażby tytułowego utworu, pozostałe też bardzo przypadły mi do gustu. "Prosto" niech będzie batem motywującym do odpowiednich skłonów i rozciągania mięśni.
3. Na interwały - Motorhead - "Aftershock"
Lemmy się nie zmienia, jego muzyka też. To chyba jeden z niewielu muzyków, po którym absolutnie nie oczekujemy innego, nowego kursu w swojej twórczości. Ma być powtarzalnie, szybko, z jedynie krótkimi chwilami na oddech - jak w interwałach ;-)
4. Na podbiegi - Blindead - "Absence"
Dla mnie jeden z najważniejszych tegorocznych albumów, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Zespół jeszcze bardziej odszedł od mocniejszych i szybszych akcentów na rzecz mozolnego budowania klimatu, który po kilkunastu minutach zatyka powietrze w płucach. Nie ma ucieczki, gdy wydaje nam się, że słychać nieco cieplejsze i spokojniejsze dźwięki, czeka nas kolejne wzniesienie, na które trzeba się wspiąć, z uginającymi się nogami i drgającymi mięśniami.
5. Na dłuższe wybieganie - David Bowie - "The Next Day"
Zupełnie niespodziewany powrót po latach, do tego w jakim stylu! Płyta porywa od samego początku, pokazuje, że artysta ma jeszcze wiele do powiedzenia, a jego twórczość znajduje wielkie grono odbiorców bez zbędnych zapowiedzi, akcji promocyjnych i sztuczek wydawniczych. Podczas słuchania "The Next Day" kilometry znikają tak szybko i lekko, że dłuższe, spokojne wybieganie staje się jeszcze większą frajdą.
6. Na trening metodą Galloway'a - Waglewski Fisz Emade - "Matka Syn Bóg"
Gdy nie mamy siły na jednostajny bieg, warto co kilka minut przejść do szybszego marszu. Do regeneracji sił podczas takiego treningu idealnie nadają się nowe piosenki trzech panów Waglewskich - ojciec z synami wzorcowo pokazują, jak połączyć młodzieńcze zapędy i kombinowanie muzyczne z doświadczeniem cechującym się większym minimalizmem i dbałością o każdą nutę, także podczas spokojniejszych akcentów.
7. Na mróz - Thirty Seconds To Mars - "Love Lust Faith + Dreams"
W tym roku zespół wystawił swoich fanów na wielką próbę. Jeszcze bardziej oddalił się od swoich rockowych korzeni, podążając w stronę zimnej, mroźnej elektroniki. Jednak i w tym wydaniu pokazano, że można stworzyć świetne, rytmiczne i porywające utwory. Lodowate i "bezduszne" dźwięki komputerowe zostały skutecznie okiełznane przez charyzmatycznego Jareda Leto. A teledyski nadal są charakterystycznymi dla 30 Seconds To Mars, swoistymi dziełkami sztuki, dopieszczonymi do granic możliwości.
8. Na upał - Arctic Monkeys - "AM"
Gdy przed wydaniem tej płyty zespół określał ją mianem "seksownej", ciężko mi było to sobie poskładać w całość. Jednak teraz stwierdzam, że jest to najbardziej trafne słowo obrazujące "AM". Przez cały czas w trakcie słuchania najnowszych piosenek Arctic Monkeys czuć słodki, lekko duszący, rozerotyzowany klimat. Nie trudno wyobrazić sobie wówczas biegaczkę w obcisłym stroju pokonującą kilometry w piękny, słoneczny dzień :-)
9. Na wietrzną pogodę - Korn - "The Paradigm Shift"
Na tym zespole już kilka lat temu postawiłem "krzyżyk", gdy pogubił się w szukaniu własnej ścieżki. Tegoroczny krążek pokazuje, że jednak nie wszystko stracone. Znów jest ciężko, Fieldy przypomniał sobie jak masakrować gitarę basową, panowie wrócili na właściwe tory. Może nie jest odkrywczo, jednak na biegnięcie z zaciśniętymi zębami podczas zmagania z silnym wiejącym wiatrem (oczywiście, zazwyczaj prosto w twarz!) pasuje wyśmienicie.
10. Na schładzanie po intensywnym biegu - Atoms For Peace - "Amok"
Często jest tak, że "nagrodą" po intensywnie przepracowanym treningu jest wizja spokojnego przetruchtania kilku kilometrów w stronę domu. Nogi odmawiają posłuszeństwa, oddech mamy nierówny, no po prostu trochę się "nie chce". Satysfakcja z wysiłku nadejdzie dopiero za kwadrans, może później. W tym "koślawym" powrocie i zmierzaniu pod prysznic dobrym towarzyszem może być muzyka Atoms For Peace, czyli supergrupy, w której skład wchodzi m.in. Thom Yorke (Radiohead) i Flea (Red Hot Chili Peppers). Naprawdę relaksuje i pozwala przywrócić właściwy oddech.
Druga dziesiątka moich wybrańców za kilka dni. Do tego czasu życzę, żeby nadchodzący sezon biegowy 2014 był dla Was nie gorszy od właśnie się kończącego. Nawet jeśli wyniki nie będą satysfakcjonujące, po prostu niech każdy przebiegnięty kilometr daje Wam to, co najważniejsze - uśmiech, satysfakcję i najzwyczajniej w świecie, radość. :-)