piątek, 30 czerwca 2017

Łaskawy czerwiec

Zazwyczaj starty zaplanowane na początek lata musiałem traktować z odpowiednią rezerwą - pogoda skutecznie powstrzymywała ewentualne zapędy. Dobre wyniki w pełnym słońcu przy nagle rosnącej temperaturze nie są możliwe, dlatego też do ostatnich startów przed przerwą wakacyjną podchodziłem na dużym luzie - i przynajmniej miło się zaskoczyłem. Okazało się, że aura w tym roku była łaskawa dla biegaczy (może mniej dla wielbicieli kąpieli słonecznych), więc po wcześniej opisanych startach (Toruń, Świecie, Kowalewo Pomorskie) przyszło jeszcze kilka dość udanych. 

Ciekawym sprawdzianem możliwości był udział w Biegu Buraka w Złotnikach Kujawskich. Wiązał się on ze wszystkim co pozytywne w małych, lokalnych biegach. Wielki entuzjazm organizatorów, ciekawe pakiety startowe (m.in. kilogram cukru i sok z buraka) z koszulką bawełnianą (w końcu, bo techniczne już się nie mieszczą w szafie...), oryginalna trasa przebiegająca przez pola i starą cukrownię. Jeśli dołożyć do tego obfity poczęstunek po zawodach (gęsina pod kilkoma postaciami), to mamy gotową receptę na mile spędzony poranek i przedpołudnie.

 Cukier i sok z buraka odebrane

Wraz z Michałem reprezentowaliśmy ANIRO Run Team, towarzyszył nam Piotr i nie ma co się oszukiwać, wstydu nie przynieśliśmy. Udało nam się wykręcić dobre czasy i uplasować na zauważalnych miejscach :-) Moim łupem padł wynik39m28s, czyli jedynie kilka sekund gorszy od życiówki. Należy jednak podejść do tego z nomen omen dystansem, bo do pełnych 10 km zabrakło ponad 200 metrów. Nie można mieć jednak o to pretensji - trasa nie miała atestu. Wywalczyłem 14. miejsce w stawce 160 zawodników, dodatkowo okazało się, że zająłem 4. lokatę w mojej kategorii wiekowej, więc do podium w tej klasyfikacji zabrakło bardzo niewiele :-)
Swoje zrobiliśmy, Piotr odskoczył z kolejną życiówką... Czas na gęsinę

Minęło kilka dni i przyszła kolej na V edycję Grand Prix Torunia. Jako że brałem udział we wszystkich wcześniejszych tegorocznych, tym samym spełniłem wymagane minimum startów i na pewno będę sklasyfikowany ;-) Tym razem wynik też był lepszy od spodziewanego. Pewną zasługą może być zmiana butów - musiałem porzucić moje aktualnie treningowe Mizuno Wave Connect 2, gdyż z powodu specyficznej konstrukcji podeszwy bardzo łatwo łapały na trasie szyszki i biegłem niczym na obcasach ;-) Postawiłem na sprawdzone od lat Joma Marathon (startówki na asfalt) i ich debiut w biegach przełajowych muszę uznać za udany. Czas 24m04s to jeden z moich najlepszych na tej trasie. Miejsce 21. w OPEN w gronie ponad 100 startujących uważam za zasłużone i oddające moje miejsce w szeregu. Niestety nasza drużyna Ryżowe Bolki ponownie wystąpiła osłabiona brakiem liderów, ale broniliśmy się dzielnie :-)

Pełne skupienie przed Grand Prix Torunia

Był to ostatni start przed urlopem, na który oczywiście jako pierwszy spakowałem strój biegowy ;-) Kilkudniowy pobyt nad morzem spędziłem aktywnie wypoczywając, wieczory poświęcając na spokojne w zamierzeniu przebieżki. Ostatecznie skończyło się na zaskakujących mnie prędkościach - zamiast średnich w okolicach 5:00 min/km nogi rwały w niektóre dni 4:30 min/km na dystansie kilkunastu kilometrów. Nawet podczas biegu boso wzdłuż plaży nie mogłem zwolnić bardziej niż do 4:50 min/km. Oby taka wydolność towarzyszyła mi zawsze ;-) Nie ma to jak dobry reset głowy i lokalizacja inna niż podczas codziennego wydeptywania kilometrów.

Na urlopie najlepsze są takie treningi ;-)

Po raz kolejny upewniłem się, że wieczorne bieganie jest jedną z lepszych form zwiedzania - mimo wielokrotnego odwiedzania Trójmiasta i tym razem udało mi się zajrzeć w nowe miejsca, z dala od tłumów turystów. 

sobota, 10 czerwca 2017

Wyjątkowa Dycha Kowalewska

Czerwcowe zawody w Kowalewie Pomorskim są bardzo specyficzne. Mimo że dystans nie jest znaczny (10 km), to połączenie pogody (zazwyczaj gorąco jak w Biegu Papiernika, czyli GORĄCO) z godziną startu (11.00) i czymś dziwnie nieokreślonym na trasie, co "odcinało" mnie po 7. km sprawiało, że nie można było tu liczyć na dobre wyniki.

W tym roku nastawienie było zupełnie inne. Razem z ANIRO Run Team wyruszyliśmy pierwszy raz w komplecie, biorąc udział w klasyfikacji drużynowej i cicho licząc na otarcie się o podium. Poza tym był to również wypad rodzinny - żona miała wspierać naszą kilkunastomiesięczną córkę w debiucie biegowym, na dystansie 100 metrów. To właśnie tym występem przejmowałem się bardziej niż swoją kolejną "dyszką", ponieważ byliśmy świadkami czegoś dla nas historycznego :-)

Rodzinny skład na bieg w Kowalewie

Już po przybyciu na miejsce okazało się, że ten bieg będzie inny od poprzednich. Pogoda zdawała się w tym roku odpuścić, co mogło sprzyjać w sprawniejszym i szybszym pokonaniu dystansu. Rzeczywiście tak było. Wstępnie z Michałem ustaliliśmy przed startem, że wynik w granicach 42-43 minut będzie satysfakcjonujący, jednak po kilku kilometrach, gdy udało się ustabilizować tempo, apetyty zaczęły rosnąć. Po pokonaniu "magicznego" siódmego kilometra wiedziałem, że będzie dużo lepiej, niż oczekiwałem na początku. Wpadłem na stadion mając przed sobą tylko jeden cel, złamać w biegu 41 minut, co byłoby świetnym rozprawieniem się z dotychczasową "klątwą kowalewską". Udało się, ostatecznie dobiegłem z wynikiem 40m53s zajmując 30. miejsce w stawce ponad 220 zawodników, co jak na start na pomaratońskim roztrenowaniu jest świetnym rezultatem.

Okolice felernego zazwyczaj 7. km

To nie był koniec miłych akcentów tego dnia. Dosłownie wyrwano nas z szatni, spod pryszniców, gdyż okazało się, że ANIRO Run Team odniosło historyczne zwycięstwo w klasyfikacji drużynowej! Naszej radości nie było końca, niecierpliwie czekaliśmy na upragnione wdrapanie się na najwyższy stopień podium. W ostatniej chwili udało mi się dorwać córkę, by mogła celebrować ze mną - niech dziewczyna się przyzwyczaja! ;-)

Tak się prezentuje zwycięska drużyna!

Nie było wiele czasu na świętowanie triumfu, bo już kilka minut później miał miejsce wspomniany wcześniej debiut Martyny. Spisała się dużo lepiej niż wstępnie oczekiwaliśmy, bo przede wszystkim miała kontakt z nawierzchnią :-) Przez większość dystansu była jednak na tyle zestresowana, że musiała się wspierać ramionami małżonki. I tak oto razem dotarły do mety, by odebrać pierwszy medal - czy ostatni, to się okaże :-) Póki co wisi on w towarzystwie moich, na wyjątkowym miejscu...

Historyczny debiut 

Jak widać, sobota ta obfitowała w emocje, więc nie ma się co dziwić, że niektórzy zdrzemnęli się już w samochodzie :-)

"Ojciec, medal jak medal, na mecie dawali sprzęt do baniek!"

Kilka dni później, zdziesiątkowana drużyna Ryżowych Bolków (bez trzech kluczowych zawodników - a do łącznego czasu liczy się 3 najszybszych mężczyzn i 1 kobieta) wzięła udział w czwartej odsłonie Grand Prix Torunia w Biegach Przełajowych. Nie było szans na obronę wysokich lokat z poprzednich edycji, jednak nie złożyliśmy broni. "Swoje" zrobiłem, mieszcząc się w 1/3 stawki i notując zbliżony do wcześniejszych wynik w okolicy 24 minut na dystansie 6 km.

Do końca miesiąca pozostały jeszcze dwa starty - za tydzień Bieg Buraka w Złotnikach Kujawskich oraz kilka dni później ponowne starcie na trasie Grand Prix Torunia. Będzie to ostatni akcent przed przerwą wakacyjną, w trakcie której przyjdzie mi rozpocząć plan treningowy przed jesiennym Poznań Maraton.