Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opinia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opinia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 1 września 2016

Komfort biegania zaczyna się od stóp

Najważniejszym elementem ubioru biegacza są odpowiednio dobrane buty - z tego sprawę zdają sobie chyba wszyscy. Można pokusić się o trening "w bawełnie", czy nawet spodniach jeansowych (tak, widziałem kiedyś takiego "pacjenta"), w grubej bluzie z kapturem lub "nieoddychających" dresach, jednak bez dopasowanego obuwia daleko, nomen omen, nie zajdziemy.

Jednak nie należy zapominać, że równie ważne jest to, w co wkładamy stopy przed ubraniem butów. Zwykłe, domowe skarpety mogą nie tylko pozbawić nas przyjemności z biegania, ale też powodować duży dyskomfort lub nawet doprowadzić do obtarć czy odcisków.

Przy nierzadko sporym wydatku na upragnione Asicsy, Adidasy czy Mizuno, warto dołożyć stosunkowo niewielką kwotę, by zapewnić sobie odpowiedni komplet do swobodnego biegania. Nie muszą to być od razu skarpety kompresyjne znanych firm, których cena sięga czasem tej, którą wydaliśmy na "laczki". Już za ok. 30 zł możemy nabyć profesjonalne skarpety do biegania.

IQ GTX Race - wersja "niższa", do kostek

Przykładem mogą być IQ GTX Race, w ciekawych, żywych kolorach. Przy wydatku 25 zł otrzymujemy antybakteryjne włókno Coolmax, odprowadzające nadmiar wilgoci na zewnątrz i zapewniające wentylację stopy. Jego zalety odczujemy już po kilku kilometrach treningu. Dodatkowymi cechami są płaskie szwy oraz wzmocnienia w miejscach narażonych na podrażnienia. Warto zauważyć, że skarpety te dostępne są w dwóch wersjach: jako "stópki" oraz w wysokości zakrywającej kostki. 

Dla zwolenników zakrytych kostek IQ oferuje model GTX Team

W ofercie 360sklep.pl (zobacz więcej) można znaleźć niewiele droższe skarpety marki LIN. Oko szczególnie przykuwa model Traverse, z elastycznym mankietem. Żelowy materiał na pięcie i wzmocnienie palców mają na celu ochronę przed skręceniem i uszkodzeniami oraz pomagają zapobiegać otraciom. Tutaj również możemy liczyć na odpowiednią cyrkulację powietrza oraz odprowadzanie wilgoci dzięki siatkom wentylacyjnym, a zestaw ściągaczy dopasuje skarpety do fizjologicznego układu ruchu naszych stóp.

Jeszcze więcej wsparcia zapewniają LIN Traverse

Jak widać, nie trzeba wydać majątku, by zagwarantować naszym nogom komfort podczas biegania. Uczucie suchości i odpowiedniego ułożenia skarpety, zabezpieczenie przed niechcianymi kontuzjami czy otarciami - to rzeczy, dzięki którym nasze treningi mogą być lepsze i dłuższe.

Warto spojrzeć, co jeszcze można nabyć w sklepie (zobacz więcej), nie tylko wśród akcesoriów biegowych - ponosząc jeden koszt wysyłki możemy przy okazji zaopatrzyć się jeszcze w coś innego :-)

wtorek, 14 czerwca 2016

Mój ulubiony producent butów biegowych

Nie Asics, nie Adidas czy inna Puma okazuje się "moją" marką butów biegowych, przynajmniej jeśli chodzi o zastosowanie treningowe. W przypadku startów na dystansach powyżej 15km od kilku lat jestem wierny Mizuno Wave Inspire ("dziewiątka" dopiero rok temu przeszła w stan uśpienia, by ustąpić miejsca "dziesiątce"), jednak do całorocznego "klepania" kilometrów niemal od początku mojej przygody z bieganiem jest firmy Joma.

Po pierwszym etapie, gdy biegałem w zwykłych trampkach i zacząłem rozglądać się za "tanimi dobrymi" butami do biegania znajomy polecił mi właśnie tego producenta.

Mimo 1500 km na liczniku Joma Fast od zewnętrznej strony stopy wygląda zadziwiająco dobrze

Obecnie nie pamiętam na jaki model się zdecydowałem, jednak nie zapłaciłem więcej niż 130 zł, co już wtedy było przynajmniej połową tego, co musiałbym wydać na najniższe modele obuwia innej marki. Po kilkunastu miesiącach treningów byłem zauroczony wytrzymałością podeszwy i amortyzacji. Siatka i materiał zaczynały się przecierać, jednak spód wyglądał niemal jak nowy, utrzymując swoje właściwości.

Potem przyszła pora na spróbowanie klasyki - dwie pary Asics (jedne z niższych modeli) towarzyszyły mi na treningach i zawodach, jednak później stwierdziłem, że warto rozróżnić dwa cele, które mają spełniać buty. Od tej pory na wyścigi zabieram wspomniane wyżej Mizuno, które jednak żal byłoby wykorzystywać na codzienne bieganie - są po prostu zbyt delikatne na orkę i te 200-300 km miesięcznie w różnych warunkach.

Od wewnętrznej części dużo gorzej - dzięki tej "wentylacji" miałem darmowy peeling pięt ;-)

Do tej ciężkiej pracy zatrudniałem kolejne modele Joma. Najpierw był Shark - ciężki, masywny i wolny but dla pronatorów ważących ponad 85 kg. Był to idealny wybór dla mnie (70-72 kg), gdyż mniejsza masa od zakładanej istotnie wydłużyła czas eksploatacji obuwia. "Sharki" zadeptałem ostatecznie po ok. 2000 km, co w odniesieniu do ceny poniżej 150 zł (za parę, nie za sztukę...) było rewelacyjnym wynikiem. 

Rok temu zakupiłem (także w atrakcyjnej cenie poniżej 200 zł) Joma Fast - firma zerwała z dość konserwatywnym doborem kolorów i po raz pierwszy miałem buty w rażącej pomarańczowej barwie z równie rzucającymi się w oczy dodatkami. Przebiegłem w nich treningi na łącznym dystansie ok. 1500 km i w zeszłym tygodniu na leśnej trasie poczułem w lewym bucie nieco więcej piasku niż zazwyczaj - okazało się, że wewnętrzny bok się poddał i materiał oderwał się od podeszwy na długości 5 cm.

Widziałem podeszwy w gorszym stanie, te jeszcze trzymały amortyzację

Nie było to jakoś szczególnie zaskakujące biorąc pod uwagę pokonane w nich kilometry, zdziwił mnie jedynie element, który zakończył karierę Joma Fast - zazwyczaj były to zewnętrzne części buta, szczególnie w zgięciu stopy. Przejrzałem różne strony w poszukiwaniu przyczyn i tutaj ukazała się największa wada tej firmy: praktycznie nie istnieje ona w internecie. Oficjalna witryna opisuje różne modele tak zdawkowo, jak tylko się da (w stylu "buty do biegania"), jakby różniły się jedynie kolorami. Do tego jedyne miarodajne zasoby z innych portali są w języku hiszpańskim. Z pomocą translatora doszedłem do wniosku, że zakupione buty były dla biegaczy neutralnych, a nie (jak wskazywało moje wcześniejsze źródło) dla pronatorów.

Na dole nowy, pachnący świeżością, model, Joma Carrera 

Dzięki tej informacji przekonałem się, że wina leżała bardziej w złym doborze, nie słabej jakości produktu. W związku z tym zacząłem szukać nowego obuwia treningowego wśród oferty Joma. Wybór nie był wielki - do mojego typu biegacza pasuje aktualnie chyba tylko Joma Carrera (podobnie jak niegdyś Joma Shark - przeznaczone dla cięższych biegaczy, powyżej 85 kg).

Jako że w polskich sklepach opisywana marka nie posiada oficjalnego kanału dystrybucji, musiałem szukać wśród ofert na Allegro. Jeden sprzedawca posiadał je w cenie 199zł, więc nie zastanawiałem się długo. Już po dwóch dniach mogłem wcisnąć na nogi nowe nabytki i ruszyć "na spacer".

Musiałem uwiecznić czystą podeszwę :-) To se ne vrati!

Pierwsze wrażenie, tuż po uczuciu wielkiej wygody (chodzi się w nich niczym w domowych kapciach), można wyrazić pytaniem "Czy takie >>kopyto<< zda egzamin podczas biegania?" Buty o jeszcze bardziej żywym ubarwieniu wydają się bardzo masywne, szczególnie w części amortyzującej pięty, i niezdatne do sensownego treningu. Jako że na ten dzień zaplanowałem interwały, był to idealny sprawdzian na to, czy nie wybiję zębów starając się przyspieszyć.

Wszelkie moje obawy okazały się niesłuszne. Buty nie dość, że idealnie trzymają się stopy, fajnie się przetaczają, mają dobre przyspieszenie. Wystarczy powiedzieć, że zamiast truchtu wyszedł mi trening BC2, a same odcinki interwałów pokonywałem w tempie 5-10 s/km szybszym niż dotychczas, w Joma Fast. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że część tego efektu to zasługa skoku dodatkowych endorfin z powodu "nowego gadżetu", jednak na pewno nie można stwierdzić, że w tych butach nie da się biec szybko. Oczywiście nie są to startówki na 5-10 km (do tego mam Joma Marathon, które paradoksalnie nie nadają się zupełnie na królewski dystans), ale na treningach można z nich wycisnąć dużo.

Czyż nie jest to piękny widok?!?

Innym sprawdzianem było niedzielne wybieganie na dystansie powyżej 20 km, w zróżnicowanym terenie (leśny trakt, kamieniste drogi, lekkie podbiegi, asfalt) i dopiero wtedy ukazały się najważniejsze cechy Joma Carrera.

Przede wszystkim, nie ma dla nich złego podłoża. Mniejsze czy większe kamienie, piasek, w którym można się zakopać, leśne ścieżki - to wszystko jest idealnie neutralizowane przez ten swoisty "walec" na nogach. Udawało się utrzymywać sensowne tempo, jednak po ok. 15 km zaczęła uwydatniać się waga obuwia. Nie oszukujmy się, do lekkich nie należy, co dawało się odczuwać, szczególnie na podbiegach. Dynamika spadała, ale po rozpędzeniu udawało się utrzymywać dobrą prędkość. Poza tym przyczepność jest rewelacyjna - nagłe zmiany kierunku biegu to teraz czysta przyjemność.

Zauważalny inny profil podeszwy, jednak mimo to Carrera też jest "fast"

Muszę to uczciwie przyznać. Firma Joma na swoje 50-lecie stworzyła but uszyty idealnie na moje potrzeby treningowe. Należy nadmienić też konstrukcję przodu butów. Zauważyłem tendencję do zwężania tych partii przez producentów, aby nadać im bardziej dynamiczny kształt, co zupełnie nie pasuje do moich stóp. Muszę mieć obuwie dość szerokie, i tu Joma Carrera jest świetnie skonstruowana. Dodatkowo nie odczuwam dyskomfortu w okolicy kostek, gdzie zazwyczaj wycięcia są niewystarczające i boleśnie ocierające nogę. Wkładka jest odpowiednio elastyczna, aby uniknąć nieprzyjemnego "wyrabiania" przez pierwsze 100-200 km biegania.

Jeśli szukacie solidnego, taniego obuwia do treningów biegowych, powinniście rozejrzeć się za produktami opisywanej marki. Problemem może być dobranie odpowiedniego modelu, bo naprawdę ciężko znaleźć rzetelne opisy (mi z pomocą przyszła strona http://www.runnea.com/zapatillas-running/modelos/joma/). Wg mnie w kategorii cena / jakość Joma jest bezkonkurencyjna!

Wszystkiego najlepszego, oby tak dalej!


P.S. To nie jest w żaden sposób artykuł sponsorowany, jedynie odczucia związane z marką, która służy mi od kilku lat. Chciałem wskazać, że za solidne buty nie trzeba płacić 300 zł i więcej.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Nowa odsłona słodkich wspomnień

Dziś wpis o tej odmianie cukru, po który sięgamy, gdy potrzebny jest kop energii podczas wyczerpującego treningu, długiego wybiegania lub udziału chociażby w maratonie. I nie, nie chodzi mi o żele lub suplementy, ale po prostu, o cukierki :-)

Pół roku temu właśnie jedne z nich, słodkie żelki rozdawane przez grupkę kibiców, podniosły mnie na duchu podczas drugiej połowy Toruń Marathon i otworzyły umysł na walkę (udaną!) o życiówkę i złamanie czasu 3h20m.

Niedawno przyszedł czas na kolejne słodkie, przyjemne starcie. Dzięki uprzejmości serwisu rekomenduj.to miałem okazję przetestować produkty Werther's Original. Tak, zapewne też uśmiechnęliście się podczas czytania tej nazwy, wspominając beztroski okres sprzed kilkunastu lat. Wówczas z telewizora atakowała nas często reklama z legendarnym (przynajmniej dla mnie) już tekstem "dziś sam jestem dziadkiem"... Mózg momentalnie przypomina ten słodki, waniliowy smak twardych cukierków, który cholernie, tfu, bardzo :-) uzależniał, zmuszając do sięgania po kolejną sztukę.


Spodziewałem się, że nic mnie nie zaskoczy w testowanych słodyczach, więc tym większe było moje zdziwienie, gdy wbicie zębów w "wertersa" nie skończyło się standardowym zgrzytem o twardą powierzchnię, tylko zanurzeniem w karmelowym nadzieniu! 

Muszę przyznać, że nowa odmiana Werther's Original Creamy Filling przypadła mi do gustu, łącząc tradycyjny smak pamiętany z czasów podstawówki z czymś nowym. Naprawdę ciężko się powstrzymać przed rozgryzaniem i cierpliwie czekać na ukryte kremowe wnętrze.

Dla porównania (i przypomnienia) wśród paczek znalazła się też jedna "sentymentalna" z tymi samymi cukierkami, którymi zapychałem się kilkanaście lat temu. Skutecznie przetrwały próbę czasu, ale muszę szczerze przyznać, że nowa odmiana bardziej przypadła mi do gustu, o czym świadczy tempo ich znikania w domowym naczyniu.


Przetestowałem je też podczas długich wybiegań i bardzo mile to wspominam. Nie jest to typowe wsparcie dla biegacza, jednak chętnie zaryzykowałem ;-) Skonsumowałem kilka sztuk na półmetku, popiłem łykiem wody - uderzenie cukru poczułem momentalnie, a specyficzny smak w ustach towarzyszył mi jeszcze przez ponad godzinę, czyli aż do dotarcia do domu...

Nie jest to artykuł sponsorowany, mający na celu bezkrytyczny opis testowanego produktu, ale jak miałbym negatywnie ocenić taki towar? ;-) Nie da się, przynajmniej w moim przypadku - nie bez powodu zyskałem miano rodzinnego łasucha...

Jeśli nie znajdziecie Werther's Original Creamy Filling na półkach pobliskiego sklepu, zwróćcie się do mnie, póki jeszcze mam kilka sztuk, którymi mogę się podzielić :-)


Taki to był słodki przerywnik między kolejnymi pokonywanymi kilometrami na treningach lub zawodach. Można się rozleniwić ;-)

- - - - - - - - - - - - - -

Jeszcze jedna mała uwaga. Producent organizuje konkurs, w którym tak naprawdę połowę warunków już spełniliście. Wystarczy znaleźć jakieś swoje archiwalne zdjęcie i stworzyć jego aktualną wersję :-) Szczegóły na www.swiatkarmelu.pl