piątek, 8 sierpnia 2014

Dilbert, jedyny zdobywca pucharów w naszym domu

W ostatnią sobotę miałem niekłamaną przyjemność uczestniczenia w III Biegu z Łapką. Wydarzenie to dość kameralne, przygotowywane z niesamowitą pasją i odbywające się bez napinki. Organizuje je bydgoski KB Łapka, obowiązuje limit 100 osób, co jednak nie przekłada się na ilość par kończyn biegnących, gdyż mile widziane (wręcz wskazane) jest uczestniczenie z własnymi czworonożnymi pupilami.

Ostatnie doglądanie psa przed startem (fot. Andrzej Czasowiec)

Tak więc bardziej słyszalne przed startem jest szczekanie psów - ich obecność wpływa zdecydowanie na rozluźnienie atmosfery, która jest iście piknikowa (większość zawodników po ukończeniu biegu wyciąga koce i na nich odpoczywa, korzystając z uroków parku w okolicy Kanału Bydgoskiego). Nagrody dla dwunożnych biegaczy (jak i pakiety startowe) można określić jako symboliczne (niemniej jednak bardzo sympatyczne - jak drewniane medale), bo głównymi bohaterami są towarzyszące zwierzęta (które w pakiecie otrzymują m.in. próbki karm, a nagrody dla zwycięzców są ciężkie do udźwignięcia, ale o tym za chwilę). Dochód z wpisowego przeznaczany jest w większości na cele charytatywne, dla potrzebujących psów i kotów. 

Co warte podkreślenia, każdy, kto przyczynił się w jakikolwiek sposób do przygotowania biegu, robił to za symboliczne "dziękuję" - widać, że tym ludziom po prostu zależy na chęci niesienia pomocy i zasygnalizowania problemów dotyczących zwierzaków, które nie miały tyle szczęścia co te, którym zapewniamy ciepły kąt czy kochających je i odpowiedzialnych właścicieli.

Pierwsze metry

Jeśli chodzi o sam bieg, to na jego 8-kilometrową trasę składają się 2 pętle przebiegające wzdłuż odcinka Kanału Bydgoskiego - jest to teren dość ocieniony, dzięki czemu mimo letniej pory roku temperatura i promienie słoneczne nie dają się tak bardzo we znaki.

Mam to niebywałe szczęście, że moim biegowym towarzyszem jest 7-letni beagle, Dilbert, pies tak naprawdę nie do zdarcia. Zdarzało się, że podczas treningów ranił sobie łapę do krwi, o czym dowiadywałem się po powrocie do domu, widząc czerwone plamy (nie przyszło mu do łepetyny, żeby w jakikolwiek sposób zasygnalizować mi to podczas przebieżki). Na szczęście, mimo myśliwskich tradycji tej rasy, nie ma instynktu łowcy, przez co mogę go w lesie spuszczać ze smyczy, bez obaw o to, że zamiast biegania, większość czasu spędzę na poszukiwaniu uciekiniera...

Damy radę!

Zdecydowanie znacznie bliżej mu do kanapowca niż do gończego, nie zwykł niszczyć mieszkania, gdy nie otrzyma odpowiedniej dawki biegania (niedoświadczeni właściciele psów tej rasy, oczarowani "bajkowymi, ślicznymi" psiakami, nieświadomi są wymagań tych stworzeń odnośnie odpowiedniej dawki ruchu). Jednak gdy wychodzimy razem biegać, jest niezastąpionym partnerem, którego jednakże czasem trzeba odpowiednio zmotywować (na szczęście zwykłe powiedzenie "grzeczny piesek" skutecznie go przyspiesza w momentach zamyślenia). Nie jest może najszybszym stworzeniem, jakie znam, jednak nadrabia to wytrzymałością (30km to dla niego nie jest żaden problem).

W zeszłym roku po raz pierwszy zdecydowałem się na wspólny start w II Biegu z Łapką i, co mnie zupełnie zaskoczyło, udało nam się zająć drugie miejsce. Dzięki temu po kilku latach startów w zawodach przywiozłem do domu pierwszy puchar. Dilbert oczywiście nieco gwiazdorzył i narzekał, ale cóż, mógł sobie na to pozwolić w takich okolicznościach ;-)

Bieganie w takim krajobrazie to czysta przyjemność, także dla psiaka

Nie mogło nas zabraknąć i podczas tegorocznej edycji Biegu z Łapką. Pogoda była przyjemniejsza, więc słusznie liczyłem na mocniejsze tempo. Nie oczekiwałem zbyt wiele po naszym występie (Dilbert ostatnio był roztrenowany - nie biegałem z nim podczas upałów, dodatkowo aktualnie ja sam jestem poza optymalną formą, plan treningowy na maraton (link) skutecznie pozbawia mnie sił). Okazało się jednak, że mój psiak lubi rywalizację dużo bardziej niż myślałem. Oczywiście pierwsze miejsce było nieosiągalne (Marek wraz z Ozzy'm zniknęli mi z oczu po kilkuset metrach), jednak udało nam się trzymać w stawce kolejnych 4 biegaczy ze zwierzakami. Po dwóch kilometrach została nas trójka, w tym Adam z Colą, czyli zeszłoroczni zdobywcy trzeciego miejsca). Niestety przewaga tej dwójki systematycznie się zwiększała - nie miałem sił w nogach.

Rozpoczynamy pogoń za podium

Sytuacja taka trwała przez kolejne 2 km, na ostatnim nawrocie zdecydowałem, że postaram się nie zawieźć Dilberta i zmuszę się do przyspieszenia. W międzyczasie Cola nieco osłabła, więc Adam spuścił ją ze smyczy, przez co stracił kilka sekund - od tej chwili jego psina mogła samodzielnie dostosowywać tempo, co wyszło jej na dobre. 500 metrów od mety znalazłem resztkę sił i odłączyłem się od walecznej psiej debiutantki (wielkie serce do walki w tak małym stworzeniu), ruszając w stronę Adama, który musiał zwolnić, czekając na Colę. Ostatni zakręt, szybki zbieg i okazało się, że zeszłoroczne podium będzie powtórzone w 2014 :-)

Udało się - teraz pędzimy do mety bez oglądania się!

Piękne ujęcie mojego medalisty

Chwila relaksu i czas na złapanie oddechu, wzajemne gratulacje i podziękowanie za wspaniałą walkę (ostatecznie różnica między drugim a czwartym miejscem wyniosła ok. 10 sekund - mowa oczywiście o kategorii "biegacze z psami"). W nagrodę nasze zwierzaki otrzymały po worku karmy, świetną zabawkę, smycz z pasem do biegania - od razu widać, że to czworonogi były najważniejszymi uczestnikami zawodów, na osłodę dla biegaczy były przygotowane drożdżówki :-) Cieszy mnie takie przeniesienie akcentów, pokazanie, że warto angażować się w spólną aktywność fizyczną z naszymi "braćmi mniejszymi", których często zamykamy w domu zapominając o tym, że pobyt na świeżym powietrzu jest dla nich bardzo istotny.

Chwila zadumy w poszukiwaniu... (fot. Grzegorz Perlik)

... drożdżówki (którą nie podzieliłem się z Grzesiem - przepraszam) (fot. Andrzej Czasowiec)

Nie doceniłem Dilberta, jednak uświadomiłem go, że jeśli chce walczyć w przyszłym roku o podium, musi bardziej mobilizować mnie na wspólnych treningach, bo w tym roku dałem z siebie wszystko (wyszedł przy okazji najszybszy bieg w tym sezonie), a rywalizacja będzie zapewne coraz bardziej zacięta. Na zdjęciach widzę, że pełnię szczęścia mój psiak osiąga przy większych prędkościach, już będę pamiętał, żeby nie zwalniać zbytnio tylko z jego powodu - z drugiej strony, w chwili słabości nie mogę już korzystać z wymówki "Biegnę z psem, więc muszę zwolnić, żeby się nie zmęczył" ;-)

Najwdzięczniejszy... (fot. Grzegorz Perlik)

... i najgrzeczniejszy pies na świecie! Ale to tylko pozory ;-) (fot. Grzegorz Perlik)

Drodzy organizatorzy Biegu z Łapką - dziękujemy i do zobaczenia za rok!

Dekoracja zwycięzców (fot. Grzegorz Perlik)

Dilbert stwierdził, że nie podzieli się nagrodą z Colą (fot. Andrzej Czasowiec)

P.S. Okazało się, że Dilbert biegł z zapaleniem ucha, które w sposób zauważalny ujawniło się wieczorem - tak więc nie było wielkiego świętowania, czas na leczenie, potem będzie ucztował kosztując mięsa z renifera w galarecie.