środa, 15 stycznia 2014

Ro(c)k & Run, vol. 2

Czas chyba przerwać styczniowe lenistwo i dokończyć zestawienie muzycznych wydawnictw, które ukazując się w poprzednim roku towarzyszyły mi najczęściej podczas biegania.

1. Na roztrenowanie - Dr Misio - "Młodzi"

Arkadiusz Jakubik do tej pory kojarzył mi się jedynie z rolami m.in. w filmach Wojtka Smarzowskiego. Gdy dowiedziałem się, że wraz z kolegami nagrał płytę rockową, miałem jak największe obawy. Tym większe było moje zdziwienie i jednocześnie zachwyt nad "Młodymi", gdy w końcu zdecydowałem się na przesłuchanie tych utworów. To po prostu zagrane z pazurem kawałki, trafnie i kąśliwie opisujące naszą rzeczywistość, z charakterystycznym poczuciem humoru i puszczaniem "oka" do słuchacza na każdym kroku. Idealna pozycja na odreagowanie i przerwy w treningach!

2. Na bieg w ciemności - Queens Of The Stone Age - "... Like Clockwork"

Zdecydowanie jeden z lepszych krążków roku 2013. Entuzjastycznie przyjęty przez fanów, doceniany przez krytykę. Josh Homme ma już ugruntowaną pozycję na rynku muzycznym, nie musi nic udowadniać, jednak tym razem podniósł poprzeczkę bardzo wysoko. Album niesamowicie wyrównany, przemyślany w każdej sekundzie, hipnotyzujący. Ciężko wybrać kilka utworów z "... Like Clockwork", płytę trzeba pochłaniać w całości, najlepiej w ciemności - wtedy geniusz "Rudego" odkrywa kolejne, mroczne warstwy. Kilka razy biegając wieczorami i słuchając tego albumu przyłapałem się na mimowolnym przyspieszaniu - okoliczne drzewa nabierały niepokojących kształtów...

3. Na dojazd na zawody - Soulfly - "Savages"

Max Cavalera jest niezwykle płodnym artystą, regularnie wydającym płyty pod nazwami swych projektów. Co prawda jeden z jego podstawowych zespołów, Soulfly, przez kilka ostatnich lat wpadł w pewną zadyszkę, jednak "Savages" to powrót na właściwe tory. Soczyste, ostre kawałki świetnie spisują się w samochodowym odtwarzaczu, szczególnie gdy obawiamy się, że możemy nie zdążyć na zawody ;-)

4. Na pierwszą połowę maratonu - Skunk Anansie - "An Acoustic Skunk Anansie (Live In London)"

Maratony trzeba biegać przede wszystkim "głową", co doskonale wiadomo. Nie można na początku dać się ponieść pulsującej adrenalinie, pierwsza połówka musi być odpowiednio wyważona i spokojna. Dobrym towarzyszem tych ważnych kilometrów może być akustyczny zestaw największych przebojów Skunk Anansie. To wg mnie jeden z ważniejszych zarejestrowanych koncertów "bez prądu".

5. Na drugą połowę maratonu - Black Sabbath - "13"

Gdy na ostatnich kilometrach biegu maratońskiego zaczynają nas opuszczać siły a nogi mogą odmawiać posłuszeństwa, polecam nakarmić uszy najnowszym albumem weteranów z Black Sabbath. Skoro, z Ozzym na czele, byli w stanie powrócić muzycznie do swoich najlepszych dokonań, jeśli w ich twórczości nadal czuć energię i moc, to dlaczego mielibyśmy nie dać rady dobiec do mety z uśmiechem na twarzy?!?

6. Na Test Coopera - DevilDriver - "Winter Kills"

Test Coopera trzeba pokonać w miarę szybko, rytmicznie, bez większego zastanawiania się. Idealnie do przodu będą popychały nas dźwięki z "Winter Kills" - metalowe mięcho bez chwili wytchnienia. Nie ma czasu na zwalnianie, oglądanie się za siebie - uspokoić można się dopiero na mecie.

7. Na bieg na 5km - Muse - "Live At Rome Olympic Stadium"

Nie przepadam za oglądaniem koncertów na DVD, to dla mnie zazwyczaj uczucie zbliżone do lizania lodów przez szybkę, namiastka prawdziwego wydarzenia. Jednak w tym przypadku obejrzałem całość z rozdziawioną gębą - wiedziałem, że po Muse można spodziewać się wielkiego widowiska, jednak zarejestrowany występ w Rzymie to coś niebywałego. Daje kopa!

8. Na bieg na 10km - Newsted - "Heavy Metal Music"

Jason Newsted, nieodżałowany były basista Metalliki, w końcu powraca w wielkim stylu. Przez kilkanaście lat nieco się błąkał, poszukiwał, jednak widać, że warto było czekać. To dla mnie jedna z największych pozytywnych niespodzianek minionego roku - tak żywiołowej, na luzie nagranej i wciągającej płyty dawno nie słyszałem. Bez spiny, bez kompleksów, z "fuckiem" skierowanym w stronę wszystkich, którzy przekreślili tego przesympatycznego muzyka.

9. NA WSZYSTKO - NINE INCH NAILS - "HESITATION MARKS"

Na sam koniec zostawiłem moją wisienkę na muzycznym torcie. Nie ukrywam, że Trent Reznor jest dla mnie swoistym guru, nie umiem obojętnie przejść obok twórczości tego tytana pracy. Co prawda najnowsze wydawnictwo, będące powrotem po kilku latach (kiedy to rozdział pt. "Nine Inch Nails" miał zostać definitywnie zamknięty) rozczarowuje wiele osób, jednak za mało we mnie obiektywizmu, żeby podzielić ten pogląd i dla moich uszu to wspaniała uczta. W każdej krytycznej chwili podczas treningu czy zawodów mogę liczyć na zastrzyk energii w postaci utworów z "Hesitation Marks". Tym bardziej cieszę się, że będę mógł już za kilka miesięcy posłuchać ich na żywo, podczas koncertu w Katowicach. Będzie to, obok Maratonu Berlińskiego, zdecydowanie najważniejsze wydarzenie A.D. 2014.


To by było na tyle - podsumowanie uważam za zakończone... W międzyczasie skończyłem okres roztrenowania, wróciłem do regularnego biegania w "swoim" tempie, przy okazji odkryłem ciekawą trasę urozmaicającą truchtanie po Toruniu, ale o tym napiszę wkrótce...