Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 11 stycznia 2018

Recenzja: Andrew Cooper – „Juiceman”



Uwielbiam soki i koktajle. Nie wyobrażam sobie innego poranku w pracy niż ten, kiedy to po pobudzającej kawie sięgam po przygotowany wcześniej w domowym blenderze pojemnik z pożywnym płynem. Zazwyczaj przepis wygląda banalnie: do kefiru dodaję banana i ewentualnie inny składnik (czyt. coś, co zostało w kuchni i można wykorzystać do tego celu – masło orzechowe, owoce, nasiona chia, słonecznika etc.). Jest to totalny spontan i ciężko szukać w tym jakiejkolwiek prawidłowości. Dlatego też od dawna nosiłem się z zamiarem nabycia książki, która odpowiednio ukierunkuje mnie i wprowadzi świadome mieszanie poszczególnych elementów wspierających konkretne funkcje życiowe.

(fot. Aneta Janczarska)

Poszukiwania szły kiepsko, większość pozycji na rynku była po prostu nudna i brzydka, a nie ukrywam, że walory wzrokowe są w tym przypadku dla mnie istotne. W końcu udało mi się napotkać książkę, która spełniła moje oczekiwania. „Juiceman” Andrew Coopera przykuwa wzrok nomen omen soczystą zielenią bijącą z okładki oraz nietypowym formatem, zbliżonym bardziej do kwadratu niż klasycznych proporcji kartkowych. W środku jest równie zachęcająco – z każdej strony biją pozytywne kolory, każdy zaprezentowany przepis ma swoje odzwierciedlenie w zamieszczonych estetycznych zdjęciach; aż chce się wydrapać z papieru szklanki z propozycjami koktajli i soków.

 (fot. Aneta Janczarska)

Treść zaprezentowana jest czytelnie, nie męcząc oczu. Od razu widoczny jest wykaz składników oraz sposób przygotowania, dodatkowo w niektórych przypadkach dodano ikony symbolizujące np. stopień pikantności, niską zawartość cukru, produkty dodające energii czy też „faworytów Juicemana”. Pięknie wygląda także zamieszczona we wstępie tabela z paletą kolorów (kojarzy się z wzornikiem farb w sklepach remontowych) oraz przypisanymi do nich składnikami oraz funkcjami, jakie spełniają w poprawie naszego zdrowia i samopoczucia.

 (fot. Aneta Janczarska)

Tak oto nietypowo w pierwszej części recenzji skupiłem się na atutach estetycznych, ale naprawdę ciężko je pominąć. Wydawnictwo Buchmann słynie ze świetnie wydanych książek, i nie inaczej jest tym razem. A jak prezentuje się zawartość tekstowa? Pod tym względem pełne, pozytywne zaskoczenie. Okazuje się, że „Juiceman” to nie po prostu spis kolejnych propozycji płynnych miksów do spożycia. Całość jest podzielona na  przemyślane rozdziały. Wstęp przygotowuje każdego laika do przygody z koktajlami (i jak się okaże, nie tylko z nimi), wskazując, co jest niezbędne do sporządzenia  (jakie warzywa, owoce, przyprawy czy tłuszcze), nie zapominając także o pobieżnym opisaniu możliwych do nabycia sprzętów elektrycznych (sokowirówka, wyciskarka, blender) a nawet o takich rzeczach jak noże, skrobaczki czy szpatułki i butelki :-)

 (fot. Aneta Janczarska)
 
Gdy posiądziemy już tę wiedzę, można przejść do czystego szaleństwa kuchennego. Naprawdę, każdy znajdzie coś idealnego dla siebie. Jeśli nie przepadamy za koktajlami czy musami, możemy skupić się na innych częściach, zawierających przepisy dotyczące rzeczy, o których byśmy nie pomyśleli. Do wyboru mamy np. rozdziały skupiające się na herbacie i ciepłych napojach, szotach, drinkach ale także lodach, ciastach czy krakersach… Czyli możemy przygotować także coś do gryzienia… Najbardziej rozbrajającymi stronami opisywanej książki są te, które traktują o możliwości wykorzystania „odpadów” po wcześniej wypisanych przepisach (ot, na przykład do przygotowania oczyszczającego peelingu do ciała). 

 (fot. Aneta Janczarska)

Do naszej dyspozycji oddano także końcowy alfabetyczny indeks, z pomocą którego łatwo odnajdziemy strony z propozycjami wykorzystania składnika, który mamy aktualnie w domu.

 (fot. Aneta Janczarska)

„Juiceman” udowadnia, że uzdrowienie diety nie musi być nudne i męczące. W prosty sposób możemy przygotować potrawy, które nie tylko świetnie smakują i działają na nasze ciało, ale także wprawiają w optymistyczny nastrój swoim wyglądem. Ilość barw, które są nam prezentowane sprawia, że każdy ponury dzień zmienia się w jednej chwili w kolorowe i ożywcze chwile. Gorąco polecam nie tylko zwolennikom „płynnych papek”.

 (fot. Aneta Janczarska)


(recenzja pierwotnie ukazała się na stronie sztukater.pl)

sobota, 26 sierpnia 2017

Recenzja: Barbara Heiner – „Oczyszczanie dla każdego”

Lubię żyć w zgodzie ze swoim ciałem. Na co dzień może tak bardzo tego nie odczuwam, jednak wystarczą rodzinne lub świąteczne okazje, po których przez kilka dni chodzę z moralnym kacem udowadniającym, że jednak znowu pozwoliłem sobie na zbyt wiele, co odczuwam podczas ćwiczeń czy biegania. Jeszcze gorzej jest, gdy w krótkim okresie następuje swoista kumulacja i pojawią się dodatkowo czyjeś urodziny w pracy lub wyjście na miasto ze znajomymi. Nie rzucam się jednak w wir poszukiwania diet – już jakiś czas temu „dogadałem się” z organizmem i zdaję sobie sprawę, że wszystko wróci do normy, jeśli będę wystarczająco cierpliwy i rozsądnie podejdę do tematu odżywiania.

(fot. Aneta Janczarska)

„Oczyszczanie dla każdego” jest pozycją m.in. dla osób takich jak ja – chcących wrócić do normalnego funkcjonowania, gdy czują, że coś ciąży na żołądku. Ale nie tylko; jak się okazuje, detoks może dotyczyć także sfery duchowej, zmierzając do wyrzucenia negatywnych myśli czy emocji. Pod tym względem zgadzam się z autorką w jednej kwestii – receptą na stres jest duża dawka ruchu, treningi biegowe. Aby dobrze je wykonać i nie wpaść w zadyszkę konieczne jest prawidłowe oddychanie, a odpowiedni rytm gwarantuje swoiste oczyszczenie i pozbycie się uczucia nerwowości. Barbara Heiner w swojej publikacji sugeruje co prawda dużo lżejsze ćwiczenia, jednak, jak w każdej sytuacji, każdy musi znaleźć odpowiednie rozwiązanie dla siebie, sugerując się podanymi wskazówkami.

(fot. Aneta Janczarska)

Na szczęście nie jest to książka, jakiej się obawiałem. Myślałem, że będzie to po prostu zbiór przepisów na potrawy mające pomóc powrócić do równowagi i lepszego samopoczucia. Oczywiście znalazło się miejsce i na nie, jednak stanowią jedynie drobny element całości. Autorka jako rdzeń traktuje ajurwedę, czyli tradycyjny system medycyny rozwinięty w Indiach. To na podstawie tej teorii określone zostały płaszczyzny oczyszczania (nie tylko przewód pokarmowy, ale także np. płuca, skóra czy głowa) i recepty na wielowymiarowy detoks. Momentami porady zmierzają do czegoś w stylu „przytul się do drzewa i pobierz z niego naturalną energię”, ale można przymknąć na to oko i skupić się na treści mocniej stąpającej po ziemi.

(fot. Aneta Janczarska)

Największą wartością książki są uniwersalne wskazówki – jakich składników używać, unikać, których spożycie jest wskazane w przypadku chęci detoksu lub na co dzień. Szczególnie dużo miejsca przeznaczono wodzie i jej właściwościom. Obok ogólnie znanych teorii (picie ok. 2 litrów dziennie, jak najmniejsza ilość płynów w trakcie posiłków, rozpoczęcie dnia od szklanki wody, najlepiej z połówką cytryny) dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, jak np. zwracanie uwagi na jej temperaturę. Podobno dużo większe właściwości oczyszczające ma ciepła woda, co także zostało zaczerpnięte z mądrości ajurwedy.

(fot. Aneta Janczarska)

Książkę podzielono na kilka części. Pierwsza z nich to ogólne wskazówki i wytyczne dotyczące detoksu. Następnie możemy zapoznać się z przykładowymi przepisami poszczególnych posiłków (czytając je doznałem skurczu żołądka – niestety dla mnie były to wręcz porcje głodówkowe, jednak należy podkreślić, że są one przewidziane nie jako domyślny jadłospis, a jedynie na czas usuwania z organizmu toksyn). Kolejnym elementem są zestawy ćwiczeń wspierające proces oczyszczania. Łatwo się domyśleć, że nawiązują one do filozofii Wschodu, kładąc nacisk na rozciąganie ciała (moim faworytem jest, uwaga uwaga, rozciąganie nerek…), nie ma co liczyć na takie, które wycisną z nas hektolitry potu. Obok ćwiczeń fizycznych otrzymujemy także zestaw porad mających wspomóc osiągnięcie równowagi mentalnej, poprawiających nastawienie, oddychanie. Jest także miejsce na wskazówki dotyczące pielęgnacji ciała (okłady, czyszczenie, płukanie).

(fot. Aneta Janczarska)

Na samym końcu autorka połączyła wszystkie powyższe elementy podając na tacy gotowe, przykładowe zestawy indywidualnego kompletnego oczyszczania. Warto je przejrzeć i sprawdzić, które z nich mogą mieć zastosowanie i zdać egzamin w naszym przypadku.


(fot. Aneta Janczarska)

Książka została ułożona tak, żeby móc spokojnie do niej wracać, zerkając na podsumowania każdego z rozdziałów, które pomagają przypomnieć oraz uporządkować wszystkie wytyczne. Muszę przyznać, że pozytywnie zaskoczyłem się tą publikacją. W niewielkiej objętościowo pozycji można znaleźć dużo przydatnych porad (mniej lub bardziej oczywistych). Podchodząc do niej racjonalnie i eliminując wskazówki zbyt uduchowione wiem, jak ukierunkować codzienne życie, by pozbyć się uczucia ciężkości.

(recenzja pierwotnie ukazała się na stronie sztukater.pl)

niedziela, 23 lipca 2017

Recenzja: Brendan Brazier – „Wege siła”

Mając za sobą pokonanych kilkanaście maratonów odczuwam, że dotarłem do pewnej granicy swoich możliwości. W związku z tym szukam elementów, których zmiana pomogłaby jeszcze bardziej poprawić osiągnięte wyniki. Staram się unikać ekstremalnych rozwiązań, w końcu tych „urwanych” kilka minut nie jest wartych wywrócenia całego swojego życia, wyznaję zasadę, że wszystko jest dla ludzi.

(fot. Aneta Janczarska)

Coraz częściej utwierdzam się w spostrzeżeniu, że większość znajomych, których „życiówki” znacznie odbiegają od moich, przestawiła się na dietę wegańską. Po tej dość radykalnej zmianie odnoszą sukcesy sportowe, czując się jednocześnie lepiej z własnym ciałem. Co prawda nie jestem w stanie zrezygnować zupełnie z dań mięsnych, jednak kilka modyfikacji diety chętnie wprowadzę.

(fot. Aneta Janczarska)

Szukałem odpowiedniego poradnika dla siebie, jednak większość publikacji po prostu do mnie nie przemawiała. Był to albo uduchowiony bełkot, albo zestaw przepisów bez słowa refleksji. Dopiero książka „Wege siła” potrafiła wzbudzić we mnie apetyt na zdrową żywność. Brendan Brazier napisał ją kilkanaście lat temu, kiedy to popularyzacja wegetarianizmu i weganizmu była (przynajmniej w naszym kraju) na etapie raczkowania. Nie pomagała w tym ciężka dostępność odpowiednich składników. Zadziwiające jest to, że kolejna reedycja trafiła na podatny grunt na naszym rynku – w potrzebne elementy diety możemy się zaopatrzyć już w każdym supermarkecie w naprawdę przystępnych cenach, a co najważniejsze, weganie nie są obecnie postrzegani jako dziwacy lecz świadomi swoich wyborów konsumenci.

(fot. Aneta Janczarska)

Jeśli chodzi o samą książkę, to już przed rozpoczęciem lektury można odnieść wrażenie, że autor wie o czym pisze. Świadczy o tym pokaźna ilość rekomendacji oraz wstęp napisany przez aktora Hugh Jackmana, który zachwala w nim autora publikacji, zwracając szczególną uwagę na to, że póki co nie przeszedł na weganizm jednak uzbroił się w istotną dawkę wiedzy i systematycznie modyfikuje swoją dietę.

(fot. Aneta Janczarska)

Zanim Brendan Brazier (mający doświadczenie w kulturystyce, triathlonie, ultramaratonach) zarzuci nas „zdrowym menu”, stopniowo przedstawia istotę problemów codziennego życia. Jako głównego truciciela przedstawia stres (zarówno psychiczny, jak i fizyczny – przeciążenie), który w przypadku złego zarządzania wprowadza w błędne koło coraz bardziej nas wyczerpujące. Istnieje także stres produktywny, jednak jego oczywiście zwalczać nie trzeba.

Jedną z przyczyn może być złe odżywianie, puste kalorie czy obciążająca dieta, które przemęczają organizm, zmuszając do maksymalnego wysiłku w trakcie spalania. Dlatego, zdaniem autora, należy postawić na proste, nieprzetworzone i nieskomplikowane potrawy składające się z minimalnej liczby składników. Bardzo przydatne są rozdziały traktujące m.in. o możliwych alergiach żywnościowych, odpowiednim nawodnieniu czy wpływie temperatury na właściwości odżywcze potraw. Warto spojrzeć także na część opisująca zarówno ćwiczenia, jak i niezbędne substancje odżywcze dla osiągania lepszych efektów oraz szybszej regeneracji.

(fot. Aneta Janczarska)

Otrzymujemy także bogate kompendium wiedzy na temat podstawowych pokarmów diety „Wege siła”, czyli warzyw, roślin strączkowych, nasion, owoców, olejów czy orzechów. Wszystko opisane jest w przystępny sposób, wręcz ze wskazówkami jak stworzyć odpowiednią listę zakupów czy wyposażyć kuchnię, by odpowiednio i bezproblemowo przestawiać się na nowy sposób odżywiania.
Tak naprawdę dopiero po przebrnięciu przez pierwszą połowę książki zaczynamy zaznajamiać się ze menu i przepisami. Co chwilę zaznajamiamy się z kolejnymi poradami, chociażby dotyczącymi domowej hodowli kiełków czy nawadniania składników.

(fot. Aneta Janczarska)

Muszę przyznać, że początkowo poczułem się przytłoczony ilością przekazywanej wiedzy, żywiąc przy okazji wielką sympatię dla autora, który nie stara się nic ukryć. To pierwszy tego typu poradnik, który jest w 100% kompletny. Po jego przeczytaniu można być naprawdę świadomym tego, z czym wiąże się weganizm, czego należy się wyrzec, a co jest po prostu mitem szerzonym przez osoby niekompetentne. Moja rodzina na pewno skorzysta z wielu porad, nie wprowadzając rewolucyjnych zmian. Czas pokaże, w którą stronę się skierujemy, jednak złoty środek jest do osiągnięcia.

(recenzja pierwotnie ukazała się na stronie sztukater.pl)