poniedziałek, 25 listopada 2013

Ich bin ein Berliner - czy jakoś tak ;-)

"Jestem Berlińczykiem", powiedział swego czasu John F. Kennedy. We wrześniu przyszłego roku będę mógł to samo wykrzyczeć na mecie jednego z największych maratonów na świecie, który odbywa się właśnie w tym mieście.

Nie dałem rady zapisać się na tegoroczny bieg, więc stwierdziłem, że postaram się wziąć udział w kolejnej edycji. Wydawało się, że wszystko jest przeciwko mnie, gdyż właśnie teraz organizatorzy zdecydowali, że poza samą chęcią konieczne jest szczęście w losowaniu. Szanse były ok. 50% i właściwie nawet podświadomie chyba liczyłem na to, że mi się nie uda - przynajmniej nie miałbym rozterek, czy dokończyć proces rejestracji i dokonać wpłaty, czy przeznaczyć te (niemałe, jak na polskie warunki) środki na coś innego. 

Na początku listopada otrzymałem jednak wiadomość, że los się do mnie uśmiechnął i mam tydzień czasu do namysłu. Z ciekawości wszedłem na wskazany adres, wstępnie wypełniłem formularz, doszedłem do momentu potwierdzenia danych karty kredytowej... i odpuściłem. Zapłacić pięć stówek za "goły" maraton, bez koszulki, wyżerki etc.? 6 EUR za samo wypożyczenie chipa? Za to mogę przecież opłacić brakujące mi do Korony Maratonów Polskich biegi... Nie licząc kosztów podróży, noclegu.. Drodzy Niemcy, nie zarobicie na mnie - pomyślałem.

Jednak zarobią ;-) Dosłownie kwadrans przed ostatecznym terminem wszedłem jeszcze raz na swoje konto na stronie organizatorów, uzupełniłem brakujące dane, westchnąłem ciężko i zapłaciłem... Co mnie ostatecznie przekonało? Po części rozmowy z tegorocznymi uczestnikami (Waldkiem, Michałem), po części ciekawość, jednak decydująca była opinia żony ;-) Jeśli Anetka mówi "jedź", drugi raz nie trzeba mi powtarzać. Dzisiejszy wpis niech będzie dowodem za rok, żebym mógł powiedzieć, że to małżonka mi kazała wziąć udział w tym wydarzeniu ;-) 

Pierwszy raz nie usłyszałem od niej tekstu "Co ja będę robić przez te 4 godziny?" Trzymam się wersji, że to wiara w mój przyszły wynik, więc należałoby chyba złamać czas 3h30m. Na pewno nie chodziło o to, że ja "sobie pobiegam", a na mecie zobaczę uśmiechniętą żonę z torbami pełnymi zakupów ;-)

Oczywiście nieoceniony w swoich propozycjach był Waldek (dzięki!), który przesłał mi link do koszulki, którą poleca na ten bieg. Aktualnie czekam na dostępność mojego rozmiaru i na pewno wystartuję w takim oto stroju:


Tak więc wypada chyba rozejrzeć się za odpowiednim planem treningowym (może ktoś jakiś poleci?) na wynik 3h30m (będzie to nie lada wysiłek, musiałbym o blisko kwadrans poprawić swój dotychczasowy rekord) - niech Berlin będzie właśnie tym miejscem, w którym złamię kolejną barierę!

W związku z tym startem muszę sobie obiecać, że osiągnięcie Korony Maratonów Polskich zostawię sobie na rok 2015 - chyba jednak odłożę na kolejne 12 miesięcy start we Wrocławiu (Poznań, zgodnie z regulaminem, dwa tygodnie po Berlinie, muszę przebiec), żeby nie mieć 3 maratonów w ciągu jednego miesiąca :-) I trzymajcie mnie wszyscy mocno, tłuczcie po łbie gumowym młotkiem, jeśli przez myśl mi przejdzie zapisanie się na Maraton Wrocławski A.D. 2014 ;-)


P.S. Dziś miałem pierwszy w tym sezonie "mroźny" trening. Myślałem, że cienkie getry 3/4 wystarczą, jednak byłem w błędzie. Czas przeprosić się z ocieplanymi spodniami biegowymi i dłuższymi, też bardziej grzejącymi tyłek, getrami. Na szczęście górną część ubioru odpowiednio dobrałem, idealnie (na krótszy, 12 km trening) sprawdziła się kurtka softshellowa Crivit z Lidla - nie próbujcie zabierać jej na dłuższe wybieganie, bo trzyma ciepło, ale nie wypuszcza ;-)

2 komentarze:

  1. Fajna koszulka. Gdzie można takie cudeńka nabyć?

    OdpowiedzUsuń
  2. Na http://surgepolonia.pl/ - akurat innych fajnych rzeczy dla biegaczy tam nie znalazłem ;-)

    OdpowiedzUsuń