czwartek, 9 kwietnia 2015

Więcej pucharów Dilberta nie będzie...

Potrafiłeś wyprowadzać mnie z równowagi swoim uporem. Ciągle żebrałeś o jedzenie, nieważne, jak obfity byłby Twój posiłek. Lodówka chyba była dla Ciebie największym przyjacielem, a kosz zbierający odpadki - śmiertelnym wrogiem. Zjadłeś moje kotlety. Teatralnie panikowałeś podczas czesania, szczególnie gdy przechodził ktoś w pobliżu. Podczas wycieczek nad morze lub jezioro woda mogła dla Ciebie nie istnieć.



Musiałem przez Ciebie ponownie malować przedpokój. Z uporem maniaka chciałeś udowodnić, że możesz przebywać w sypialni. Udawałeś bohatera przed większymi psami, ale gdy odpowiadały, uciekałeś i chciałeś, żeby Twoje kilkanaście kilogramów schować w moich ramionach. Z pasją zrywałeś opatrunki i rozdrapywałeś ranę, która miała się goić. Uciekałeś na poligonie i w lesie w poszukiwaniu przygód!


Cóż jednak z tego, jeśli byłeś najukochańszym psem, jakiego mogłem mieć! Ogrzewałeś mnie, gdy byłem chory, wyprowadzałeś na spacer, gdy miałem mega-kaca. Potrafiłeś biegać i nie marudzić mimo niezauważonego przeze mnie skaleczenia łapki na spacerze. Miałeś oczy pełne miłości (nie wyrzutu, że Ciebie zostawiłem na kilka godzin w gabinecie), gdy odbierałem Cię po zabiegu weterynaryjnym.


Byłeś ufny i wzbudzałeś zaufanie. Cierpliwie znosiłeś szarpanie za uszy i inne cuda wymyślane przez dzieci. Pokornie wytrzymywałeś kąpiele w wannie. Do perfekcji opanowałeś zrywanie z krzaków jagód (tylko tych najbardziej smakowitych) i wydłubywania smacznego wnętrza z orzechów włoskich...


Byłeś niezastąpionym kompanem na treningach - im gorsza pogoda, tym lepiej się Tobie biegało. Gdy nie wytrzymywałem tempa, ostentacyjnie dawałeś mi to do zrozumienia, zwalniając do wolnego truchtu (tak, pamiętam mijane emerytki i ich tekst "ten pan się tak męczy, a piesek nie").


Na zawodach nigdy nie byłeś faworytem, nie należałeś do najszybszych psów (podczas spotkań z innymi beagle'ami zawsze znajdowałeś się z tyłu stawki, wyszczekując za tymi z przodu, żeby za Tobą poczekały). Nie tylko ja nie zapomnę Naszej pogoni podczas zeszłorocznego Biegu z Łapką i awansu po szarży z czwartego na drugie miejsce.


Braki kondycyjne nadrabiałeś miłością do rywalizacji i wielkim sercem - tak wielkim, że w końcu ono Ciebie zawiodło - wczoraj...


Dziękuję za te osiem lat pełnych emocji, które we mnie wzbudzałeś. Więcej pucharów nie zdobędziesz, ale ten ostatni wyścig rozegrałeś na własnych zasadach, bezkompromisowo. Wygrałeś - nie cierpiąc i odchodząc szybko, mimo że za szybko!



Żegnaj, Dilbert - Przyjacielu!


6 komentarzy:

  1. No i na koniec dnia - mnie rozwaliłeś. Super, że mogliście byś razem przez te 8 lat,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, też przede wszystkim szanuję czas, który dane nam było spędzić razem...

      Usuń
  2. Niech biega teraz za Tęczowym Mostem z innymi łaciatkami[*] bardzo to smutne, że one tak szybko odchodzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, może gdzieś indziej uda mu się bez zmęczenia biegać za sarnami i zającami...

      Usuń
  3. :,( przykro bardzo :( był kochany, będziemy tęsknić...On też by Ci na pewno podziękował za ten wspólny, piękny czas! Miał dobre i ciekawe życie. Pozdrawiam i ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Monia, też mam nadzieję, że źle mu nie było... Pozdrawiam!

      Usuń