niedziela, 13 marca 2016

Drugie oblicze "zimowej" piętnastki

W tym roku zimowe imprezy są takimi jedynie z nazwy. Było tak trzy tygodnie temu w Trzemesznie, ale i podczas ostatniego spotkania spragnionych zawodów biegaczy w Dąbrowie k. Mogilna. Temperatura wyraźnie powyżej zera, jedynie silny wiatr (w sumie tradycyjny na terenie "Wasyla") sugerował ubranie cieplejszych warstw odzieży.

Po lutowym fatalnym starcie i przegraniu walki z przeziębieniem, tym razem byłem nastawiony bojowo, ale bez zakładania rewolucyjnego postępu. Plan treningowy przygotowujący w pierwszym etapie do półmaratonu (Gdynia, Poznań) zmierza powoli do końca (a w moim przypadku do połowy, bo zaraz po nim wskakuję w tryb przygotowań do gdańskiego maratonu), więc forma w miarę ustabilizowana, ale liczę, że jej szczyt dopiero przede mną.


Dzień dobry, przyjechaliśmy z Torunia po nasze życiówki :-) (fot. Jan Chmielewski)

Na miejsce dotarliśmy z odpowiednim wyprzedzeniem, mogliśmy więc bez pośpiechu, spokojnie odebrać pakiety. Tu miła niespodzianka - koszulka techniczna, o której nie było mowy wcześniej. Tak, wiem, każdy z nas nie ma już co z nimi robić, bo wysypują się z szafek, jednak tym razem ucieszyłem się ze znajomej grafiki z biegnącymi żołędziami na koszulce ;-)

Start biegu nie wyszedł tak, jak to zaplanowaliśmy, bo już na starcie straciłem z pola widzenia Michała i mimo kilkukrotnego odwracania się nie zauważyłem go, więc nie mogłem się z nim zrównać, żeby biec razem, co zazwyczaj dawało pozytywne wyniki. Przez chwilę widziałem Piotra, który systematycznie się oddalał - nie zrobiłem zeszłorocznego błędu i nie starałem się do niego zbliżyć, bo groziłoby to zadyszką w połowie dystansu... Tak więc biegłem swoje - no może nie do końca, bo pierwszy kilometr zamknąłem wynikiem 4:06 zamiast zakładane wcześniej 4:25. Zrzuciłem to na karb "pociągnięcia przez tłum" i spodziewałem się, że za chwilę nadejdzie zwolnienie o kilkanaście sekund i wyrównanie tempa.

Nowe zdjęcie do kolekcji idiotycznego pozowania ;-) (fot. Jan Chmielewski)

Moje oczekiwania spełniły się połowicznie - wyrównanie faktycznie miało miejsce, jednak tempo nie chciało istotnie spać i utrzymało się na poziomie 4:15 na odcinkach płaskich oraz 4:20 na długich podbiegach, którymi wzbogacona jest trasa w Dąbrowie

Właśnie to pofałdowanie terenu i wszechobecny wiatr są idealnymi sprawdzianami dyspozycji biegacza. Tym razem nie czułem żadnego dyskomfortu z powodu tych niedogodności, biegło się wręcz idealnie. Po przekroczeniu nawrotu informującego o minięciu połowy dystansu, obawiałem się o to, czy podołam prędkości, którą narzuciły mi nogi. Poczułem jednak uspokajający automatyzm ruchów. We znaki dał się, jak chyba każdemu, nomen omen, 13-ty kilometr, z wiatrem prosto w pysk i niekończącym się podbiegiem okraszonym kilkoma zakrętami.

Dopiero po jego pokonaniu dotarło do mnie, że praktycznie nic nie jest w stanie wyrwać mi nowej życiówki na tym dystansie!!! Zapowiadała się istotna poprawa dotychczasowego osobistego rekordu wynoszącego 1h07m41s, który osiągnąłem równo rok temu, na tej samej trasie. Ostatnie 200-300 metrów przebiegłem w asyście Piotra - zmotywował mnie do ostatecznego wysiłku i pomógł w wyprzedzeniu jeszcze kilku osób na finiszu. Za metą sprawdziłem wynik i zdumiałem się widząc poprawę o ponad 3 minuty - 1h04m24s!!!

Chyba zasłużyłem na wyżerkę?

To się nazywa solidna rekompensata po nieudanym starcie kilka tygodni temu - przy okazji da mi to zapewne większy komfort psychiczny podczas najbliższych półmaratonów i świadomość solidnie wykonanej pracy podczas realizowania planu treningowego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz