środa, 23 marca 2016

Kolejna życiówka w tym sezonie, plan minimum osiągnięty

Ostatni weekend był dla mnie zwieńczeniem pierwszego etapu planu treningowego. Część ta miała mnie przygotować do walki o złamanie czasu 1h30m w półmaratonie. Okazją do weryfikacji skuteczności przepracowanej zimy był start w Gdyni.

Skoro świt wybraliśmy się nad morze, gdzie czekały już na nas odebrane pakiety startowe (fajne plecaczki, na pewno się przydadzą). Mając odpowiedni zapas czasu mogliśmy spokojnie się przebrać w "stroje bojowe", rozruszać i przygotować do zawodów. Pogoda do biegania była dobra, chociaż siła wiatru i niska temperatura studziły nieco zapał. Najważniejsze, że nie padało...

Zakładaliśmy, że wraz z Piotrem i Michałem będziemy starali się trzymać "baloników" z wymalowanym czasem półtorej godziny. Paweł stwierdził, że wyruszy spokojniej od nas. Już pierwsze dwa kilometry skłoniły mnie do delikatnej weryfikacji celu - bieg w górę ul. Świętojańskiej dał przedsmak walki z dystansem i pofałdowaną drogą. I rzeczywiście tak było - niewiele czekało na nas równych odcinków, większość to podbiegi i zbiegi, zgodnie z przedstawionym wcześniej profilem trasy. Na papierze nie wyglądało to na tak męczącą przeprawę, z jaką w rzeczywistości trzeba było się uporać.

Niemalże w podskokach - po życiówkę! (fot. Datasport.pl)

Pacemakerzy ze swoją grupą uciekali, Piotr trzymał się ich dzielnie, ja sukcesywnie traciłem dystans. Wirtualny Partner na Garminie symulował jednak satysfakcjonujący mnie wynik, czyli poprawę dotychczasowej życiówki (1h33m). Gdyby udało mi się to zrealizować, wiosenny cel minimum byłby osiagnięty :-)

Mimo zmęczenia udawało mi się pokonywać kolejne kilometry, jednak nie czułem się optymalnie. Cieszyłem się jedynie, że w końcu doświadczenie wzięło górę i nie szarpałem się nerwowo, by tylko dogonić grupę biegnącą na wymarzone 1h30m. Gdybym to zrobił, zapewne skończyłbym z czasem dużo gorszym, a tak mogę się pochwalić nowym osobistym rekordem: 1h31m25s.


Wiem, że dałem z siebie wszystko w ten weekend, gdyż na ostatnich kilkuset metrach nie byłem w stanie przyspieszyć, co zawsze jest dla mnie pewnym wyznacznikiem włożonego w zawody wysiłku. Zazwyczaj udaje mi się znaleźć zapas sił na mocny finisz, jednak nie tym razem.
Osiągnięty rezultat w dość ciężkich warunkach daje pełnię satysfakcji. Jestem ciekawy, czy forma utrzyma się do kolejnego półmaratonu, który będę biegł za miesiąc w Poznaniu. Tam trasa powinna być łatwiejsza i szybsza, więc może pokuszę się o poprawę wyniku, ale nic na siłę, Tak naprawdę teraz skupiam się na drugiej części zimowo-wiosennych przygotowań.

Mamy złom na szyjach, możemy wracać!

Za 2 miesiące wracam nad morze, by wziąć udział w PZU Gdańsk Maraton - tym razem będzie to wyprawa rodzinna, więc nadarzy się okazja do pierwszego wyściskania córki po minięciu mety. Będzie to dla mnie na pewno solidna motywacja do szybkiego uporania się z dystansem, jednak mimo to wolę też przygotować się do tego fizycznie.

 10 zdyscyplinowanych tygodni...

W związku z tym przez najbliższy czas, aż do startu, będę realizował ostatnich 8 tygodni planu, który do tej pory nie zawiódł mnie podczas trenowania przed maratonami. Tak więc dopiero w drugiej połowie maja będę mógł skończyć z wydrukowanymi arkuszami z Excela - kolejny cykl przygotowań będzie dopiero rozpoczynał się pod koniec wakacji, nadejdzie więc czas na odpoczynek dla głowy (ale nie dla nóg... swoje trzeba i tak wybiegać, ale już bez takiej dyscypliny, jak do tej pory).

Tak więc czasu na lenistwo nie ma, na pierwszy ogień idą dziś podbiegi :-)

1 komentarz:

  1. Hej, zobacz na listę nagrodzonych w marcowym Biegu po Piwo. Zapraszam do kontaktu!:) https://www.endomondo.com/challenges/27308298

    OdpowiedzUsuń