poniedziałek, 5 października 2015

Szybkie akcenty końcówki planu treningowego

Rozpoczęło się ostateczne odliczanie do startu w pierwszym z jesiennych istotnych startów - Poznań Maraton. Ostatnie tygodnie w moim planie treningowym to istotny zwrot w stronę ćwiczeń szybkościowych (interwały, WT) w miejsce podbiegów czy dłuższych wybiegań.

Tak się złożyło, że idealnie w te proporcje wpisały się toruńskie imprezy z cyklu "Twarde Piątki" - 3 starty w kolejnych tygodniach, na tej samej trasie 5km, które odbywają się w piątkowe wieczory. Przy okazji ma to być promocja tutejszego maratonu, w którym także, dwa tygodnie po Poznaniu, wezmę udział.


Muszę przyznać, że jestem bardzo zaskoczony swoją dyspozycją w tych zawodach. Dotychczas odbyły się pierwsze dwa starty. W pierwszym z nich wziąłem udział niejako w ciemno - mało biegam na tak krótkich dystansach, życiówka nie była imponująca (20m34s), więc i nie oczekiwałem cudów. Okazało się, że adrenalina zadziałała. Zabrałem się na pierwszym kilometrze z grupą pościgową za czołówką, przez co pierwszą z pięciu pętli zakończyłem z czasem 3m52s - byłem w szoku, że mi się to udało, spodziewałem się, że zapłacę za to na końcu wyścigu. Na szczęście tak się nie stało, głównie dzięki temu, że celowo nieco zwolniłem utrzymując tempo średnio 4m07s / km, co dało mi dużo energii na ostatnich kilkuset metrach, na których udało mi się jeszcze wyprzedzić kilku zawodników. Na metę wpadłem z niewyobrażalną dla mnie nową życiówką: 19m42s!!!


Przed zawodami wynik w okolicach 21 minut brałbym w ciemno, zupełnie nie czułem się na siłach w szybkich, krótkich dystansach... Dodatkową, bardzo miłą niespodzianką było to, że w klasyfikacji generalnej uplasowałem się na 19. miejscu w gronie blisko 200 startujących! Przyjemna jest świadomość znalezienia się w 10% najszybszych biegaczy w zawodach :-)

Sama impreza bardzo przypadła mi do gustu, drobnymi niedogodnościami był jedynie szybko zapadający zmierzch i słabe oświetlenie trasy oraz fakt dublowania zawodników (trasa to 5 pętli po 1km), które rozpoczynało się już w okolicach 2km - biegnąc wąskimi chodnikami czasem trzeba było się nieźle nagimnastykować, żeby się z nikim (ani z niczym na poboczu) nie zderzyć...

Swoją radość studziłem tym, że większość szybkich zawodników nie wzięła udziału w imprezie, ładując akumulatory na znacznie bardziej prestiżowy bieg na 10km w Grudziądzu, który miał się odbyć kilkanaście godzin później. Dlatego też prawdziwym sprawdzianem możliwości miał być start tydzień później. Tym razem udział wzięli czołowi toruńscy zawodnicy, więc pogoń zapowiadała się na trudniejszą. Na domiar złego bolało mnie kolano (prawdopodobnie po testowaniu nowych butów, ale o tym w kolejnym wpisie), więc po nasmarowaniu go "przyjacielem biegacza" czyli maścią Bengay, ruszyłem w trasę.



Tym razem stwierdziłem, że szybkie tempo w okolicach 3m50s będę chciał utrzymać przez dwa pierwsze okrążenia, żeby potem nieznacznie zwolnić, kumulując energię na finisz. Wszystko udało się perfekcyjnie i nie dowierzałem wbiegając na metę przy liczniku wskazującym 19m34s!!! 

Dodatkowo, po sprawdzeniu oficjalnych wyników, okazało się, że ponownie zmieściłem się w "top 20", zajmując miejsce 18/222 :-)


Nie powiem, bardzo mnie to podbudowało i dało dodatkowego kopa w temacie kolejnego startu na "królewskim dystansie". Do tej pory, po osiągnięciu w Łodzi życiówki 3h25m moja motywacja do łamania kolejnego rekordu stopniała - znam swoje możliwości i kolejna poprawa wyniku nie wydaje mi się realna. Jeśli jednak mój organizm tak miło mnie zaskoczył podczas "Twardych Piątków", to może szykuje też dla mnie niespodziankę w Poznaniu? Podchodzę do tego spokojnie, jednak wystartuję z zamiarem uzyskania wyniku 3h23m. Gdyby się udało, będę przeszczęśliwy, w przeciwnym wypadku też nie będę miał sobie nic do zarzucenia - swoje już zrobiłem na wiosnę i nie muszę nic sobie udowadniać.



 Ostatni start w ramach "Twardych Piątków" powinienem potraktować treningowo, wszak odbędzie się on niecałe dwa dni przez maratonem. Taki mam zamiar, ale zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce, czy znowu adrenalina mnie nie poniesie. Muszę tylko pamiętać o zabraniu ze sobą czołówki ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz