piątek, 25 października 2013

Zdyscyplinowany koń, czyli kulawy zając

Dobry tytuł wpisu to podstawa, mam nadzieję, że dziś udało mi się pod tym względem stworzyć coś zachęcającego do dalszego czytania ;-)

Sezon biegowy (jeśli chodzi o imprezy masowe) powoli wchodzi w senny etap, jeszcze kilka tygodni i nastąpi przerwa zimowa. Jedną z ostatnich okazji do dłuższego pobiegania z grupą innych zainfekowanych wygłodzonymi endorfinami będzie XXXI Maraton Toruński, który odbędzie się w najbliższy weekend. Tym razem nie będę musiał wstawać w nocy, bo miejsce startu przy odrobinie wysiłku mogę zobaczyć niemalże z mojego mieszkania. Szkoda by było zaprzepaścić taką szansę na kolejne pokonanie dystansu maratońskiego, ale postanowiłem, że przyda się jakaś wartość dodana. Nową strategię (Negative Split) przetestowałem (skutecznie) podczas wrześniowego Maratonu Warszawskiego, tym razem też przy niej zostanę, ale przy założeniu dużo słabszego czasu - celem będzie 4h15m.

(fot. www.maratontorunski.pl)

Jako że wśród znajomym mam opinię "konia" (nieważne, jak bardzo zastrzegam, że tym razem zawody traktuję treningowo, po wystrzale na starcie przywdziewam klapki na oczy i lecę niemal na złamanie karku...), czynnikiem dyscyplinującym mnie przy założonym (fakt, tym razem mało ambitnym) wyniku będą przytwierdzone do mnie baloniki oznaczające, że prowadzę grupę osób chcących złamać właśnie tę barierę. Odpowiedzialność, dyscyplina - ech, jak to dumnie brzmi, ego zostało połechtane ;-) Będę więc "zającem", z tym że nieco kulawym, bo nie prowadzącym stawki na np. nieosiągalne dla mnie 3 godziny.

Bycie pacemakerem będzie ciekawym doświadczeniem i sprawdzianem mającym dać odpowiedź na pytanie, czy uda mi się okiełznać tego cholernego wewnętrznego drania pchającego mnie do przodu bez zerkania na możliwe negatywne skutki uboczne. Dodatkową kwestią mającą dać mi do myślenia i pozwolić zbadać swoje możliwości będzie fakt, że dzień wcześniej wezmę udział w Biegu Św. Huberta na 15km w Tucholi. Wiem już, że nie powinienem w związku z tym w sobotę biec na 100% możliwości, bo najzwyczajniej w świecie nie dam rady się zregenerować do niedzielnego poranka. Tyle teorii, praktyka zostanie napisana przez moją głowę i nogi już jutro :-)

Rozpiska tempa na niedzielny bieg wygląda następująco:


Mam nadzieję, że wolniejszy początek zachęci do przyłączenia się osoby, które uważają, że nie dadzą rady przebiec maratonu w 4h15m, a w rezultacie wspólnie wbiegniemy na metę i będę miał poczucie dobrze wykonanej pracy. Trasa nie jest sprzyjająca dla samotnego biegu, bo w Toruniu będziemy jedynie przez pierwsze kilka km, potem większość biegu poza nim (więc o doping i kibiców będzie ciężko), by na sam finisz wrócić w okolice Stadionu Miejskiego. W związku z tym zdecydowanie przyjemniej będzie mijać gminny teren "polny" w wesołej grupie.

A więc trzymajcie kciuki, przyłączcie się do biegu albo śpijcie - cokolwiek wybierzecie, o 10 rano w niedzielę "koń" rusza na wyprawę pilnując tempa na każdym kroku...

1 komentarz:

  1. Parcie jednak do przodu było, ale to raczej dobrze niż źle, zwłaszcza że dało to dla mnie nieco lepszą podstawę do tego aby gonić 4 godziny.
    Masz zadatki na solidnego pacemakera, powiem Ci że na początku myślałem że już jesteś starym wyjadaczem,
    Pozdro od Pędziwiatra z B-stoku! :)

    OdpowiedzUsuń