wtorek, 29 lipca 2014

Urlop urlopem, ale swoje trzeba wybiegać

Za mną kilkudniowy wypad do Pragi, gdzie wraz z małżonką spędziliśmy krótki odcinek tegorocznego urlopu. Mimo niezbyt długiego pobytu torba podróżna ledwo się domykała, a to dlatego, że pakowanie rozpoczynałem od przygotowania sprzętu do biegania, więc w sumie jakieś 30% jej pojemności zajęły buty, strój i gadżety przeznaczone na treningi.

Przypadał wówczas przełom pierwszego i drugiego tygodnia planu przygotowującego do przebiegnięcia maratonu w 3:30. Mimo że nie biegałem po nieznanym terenie (w stolicy Czech byłem już wcześniej kilka lat temu), jednak za każdym razem musiałem spędzić kilka minut nad mapą szacując trasę tak, żeby zarówno nie biegać w kółko wokół hotelu, ale też nie przekombinować i w efekcie nie biec kilka(naście) kilometrów więcej niż założono. Z moich kartograficznych ustaleń jestem bardzo zadowolony - każdy z trzech praskich treningów był wymierzony bardzo dobrze i nie musiałem na siłę "dokręcać" brakującego dystansu na lokalnych uliczkach.

Starałem się, żeby moje trasy (nomen omen) przebiegały w malowniczych i turystycznych miejscach, co spowodowało, że ani razu nie skorzystałem ze sprzętu grającego, który często towarzyszy mi podczas wybiegań. Wolałem skupiać się na widokach wokół mnie.

(Trasa OWB1 20km)

W niedzielę plan treningowy wskazał na OWB1 na dystansie 20km, co było dla mnie wspaniałą propozycją - długie, spokojne wybieganie pozwalało zwiedzać i podziwiać. Pobudka o 6 rano gwarantowała, że nie nie zagotuję się zbytnio (temperatury w ciągu dnia przekraczały 30 stopni) i nie spotkam wielu turystów na trasie. Pierwsze kilometry przez Plac Wacława, w pobliżu Bramy Prochowej i zapierającego dech w piersi Miejskiego Domu Reprezentacyjnego. Następnie trucht przez Stefanikuv Most, skręt w lewo i podążanie w stronę hipnotyzujących Hradczan. W połowie podbiegu była przerwa na rozciąganie i podziwianie panoramy Pragi ze znacznej wysokości. Przepięknie... 

Nie można się jednak zbytnio zdekoncentrować i rozmarzyć, bo to dopiero szósty km! A więc ruszam dalej, na Hradczanach mijam bramę z jak zwykle poważnymi strażnikami i podążam w stronę Katedry Św. Wita - jej widok zawsze mnie przytłacza - podobne wrażenie wywiera na mnie Katedra w Mediolanie, ta jednak jest bardziej mroczna...


(Katedra Św. Wita)

Kilka fotek telefonem, przebiegnięcie wokół niej i podążam ulicą Jirską (niestety musiałem wykreślić z planu Złotą Uliczkę - o tej porze była jeszcze zamknięta) w stronę kolejnego punktu widokowego. Powrót pod górę brukowaną uliczką nie jest tak lekki jak by się wydawało.

(punkt widokowy na Hradczanach)

(romantyczne akcenty w drodze na Most Karola)

Zanim opuszczę wzgórze krętą ścieżką parkową podziwiam zaspane wąskie uliczki, zmierzam spokojnie w stronę Kampy, z której już tylko przysłowiowy "rzut beretem" na Most Karola. W godzinach porannych ukazuje on dopiero swoje piękno, bez tłumów zajmujących każdy centymetr. Jedynie kilka osób, skośnooka para z fotograficzną sesją ślubną.



(spokój na Moście Karola)

Mijam w końcu kilku biegaczy, jednak na tradycyjne skinięcie i przywitanie reagują obojętnością - jak widać, nie wszędzie jest to tak oczywiste jak na naszych trasach.

Czas na starówkę - najpierw Josefov i ulica Parizska z ekskluzywnymi sklepami. Następnie okolice ratusza staromiejskiego - plac, opustoszały, nie robi już takiego wrażenia i zdaje się dużo mniejszy niż w "godzinach szczytu", kiedy to ciężko przez niego przejść.

(seryjne fotki ślubne "pod zegarem")

(wykorzystanie kilkusekundowej chwili bez żadnej skośnookiej pary młodej)

GPS wskazuje, że 14 kilometrów już minęło (nawet tego nie odczułem), więc zanim wrócę na Plac Wacława, pozwolę sobie jeszcze na kilkuminutowe truchtanie w pobliżu rynku.

Ostatecznie docieram do hotelu, jednak Garmin bezlitośnie informuje, że to jeszcze nie koniec treningu, więc szukam dalszych ciekawych możliwości biegowych. Ruszam przed siebie, na Most Nuselski, okryty złą sławą i nazywany "Mostem Samobójców" (dlatego też obecnie posiada wysokie ogrodzenia wzdłuż chodników). Umieszczony na znacznej wysokości, jest kolejnym na mojej trasie punktem widokowym, który zmusza do przerwania biegu i podziwiania chociażby Wyszehradu z Bazyliką św. Piotra i Pawła. Ostatnim punktem "wycieczki" jest Centrum Kongresowe, które niespiesznie okrążam i wracam mostem do hotelu. Tam czas na prysznic i śniadanie.

(widok z Mostu Nuselskiego)

Tak więc w ciągu dwóch godzin, nie męcząc się zbytnio, można zwiedzić Pragę :-)

Kolejny trening (z interwałami) w znacznej mierze pokrywał się z moim dłuższym wybieganiem, pominąłem jedynie Hradczany. 

(Trasa treningu z interwałami)

Warto natomiast zwrócić uwagę na miejsce, które wybrałem na wykonanie podbiegów. Letenske Sady w pobliżu mostu Cechuv dały moim nogom ostro popalić - po kilku stumetrowych wbiegnięciach (cały czas myślałem, że mój GPS mnie oszukuje i rzeczywisty dystans jest kilkukrotnie dłuższy) byłem wykończony i brakowało sił nawet na powrót na dół. Do tego zdezorientowane miny mijanych ludzi ("Co on tak biega ciągle w górę i w dół?") nie dodawały energii. Jednak mimo wszystko dotrwałem do końca... Polecam, jeśli komuś będzie mało i tak dość pofalowanego obszaru stolicy naszych południowych sąsiadów.

(Trasa treningu z Siłą Biegową - zbliżenie na fragment z wymagającymi podbiegami)

Poranne treningi "w pięknych okolicznościach przyrody" skuteczniej wybudzały niż jakikolwiek budzik, dając satysfakcję i siły na "normalne" dzienne zwiedzane, w którym już towarzyszyła mi żonka. 

Ani przez chwilę nie żałowałem dodatkowego miejsca w bagażu zajętego przez rzeczy do biegania. Na pewno podczas kolejnych wyjazdów też będę je ze sobą zabierał - sprawdziło się to w zeszłym roku we Włoszech (do dziś wspominam bieganie przez tamtejsze miasteczka po zachodzie słońca), sprawdziło się i teraz - to naprawdę dobre uzupełnienie zwiedzania nowych miejsc i możliwość spojrzenia na nie z nieco innego punktu widzenia, pomijając typowy turystyczny zgiełk...

3 komentarze:

  1. Fajna trasa i relacja. Praga jest u mnie jedną wielką zaległością, a ten wpis zachecił, aby szybko ją nadrobić. Biegowo, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki! Mam nadzieję, że uda mi się tam pobiec w przyszłorocznym maratonie :-)

    OdpowiedzUsuń