poniedziałek, 14 lipca 2014

Mgr ekonomii walnął się na dodawaniu, czyli plan przygotowawczy do maratonu w wersji skróconej

Stwierdziłem niedawno, że w ramach eksperymentu postaram się przygotować do maratonu zgodnie z "jakimś" planem treningowym. Padło na przygotowania 12-tygodniowe dość zbliżone do tego, czego uczy Skarżyński, więc chyba najgorsze one nie są. W skali miesiąca ilość wybieganych kilometrów to ok. 250, więc o 20% niż wykonuję do tej pory. 

Konieczne były drobne modyfikacje spowodowane zaplanowanymi startami w zawodach, jednak na szczęście odpowiadają one temu, co miałem wykonać danego dnia. Mniej kłopotliwy w adaptacji do "excela" jest urlop ("Kochanie, Ty sobie pośpisz, a ja wstanę o 6 rano i zrobię to wybieganie na 20km, żeby potem zdążyć na śniadanie o 10.00. No chyba że wolisz, żebym miał trening wieczorem, ale wtedy nici z romantycznej kolacji..."), dokonałem jedynie przesunięcia dni wolnych na czas spędzony w podróży...

Jednakże, jak to u mnie, nie mogło obyć się bez zgrzytu. Dziś miał zacząć się pierwszy dzień pierwszego tygodnia treningowego, jednak po kolejnym przeliczeniu okazało się, że start w Berlinie wypada w takim razie po 11, nie po 12 tygodniach... Przepraszam w tym miejscu moich nauczycieli i wykładowców z czasów spędzonych w ekonomiku i na uniwersytecie - "magyster" pomylił się przy dodawaniu kolejnych dni...

Na początku stwierdziłem, że wykreślę tydzień nr 2 i przejdę po pierwszym od razu to trzeciego, jednak jakoś nieładnie to wyglądało. Stanęło na tym, że wybiorę wariant bardziej elegancki, czyli puszczenie w niepamięć początkowych 7 dni i rozpoczęcie przygotowań od drugiego tygodnia, co niniejszym dziś uczyniłem. 

A oto moja wyrocznia na najbliższe tygodnie. "Wolne" dni to tak tylko od biegania, coś sobie znajdę w tym czasie (nieśmiertelny pakiet pompki-brzuszki-przysiady-hantle?). Zobaczymy, czy zmienię zdanie o planach treningowych po starcie w Berlin Marathon :-)

(pełna, czytelna wersja pod adresem: tutaj)

Tempo poszczególnych treningów nie powala, jednak zdam się na wiedzę bardziej doświadczonych kolegów po fachu i nie będę nadgorliwy. Tyle teorii, dziś praktyka była brutalna, zamiast OWB1 w zakładanym 5:50 min/km wyszło 5:30, a to i tak po wielkich bólach i hamowaniu na maksa. Mam jednak nadzieję, że nauczę się dyscypliny i w kolejnych dniach bardziej będę przestrzegał tego, co mi przykazano...

3 komentarze:

  1. Dyscyplina, dyscyplina i jeszcze raz dyscyplina :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakiś znajomy z AWFu nie mógł przyspieszyć już, wydawało mu się, ze sięgnął końca swoich możliwości. I zwolnił na BC1, co ostatecznie poskutkowało tym, że przyspieszył na maratonie :)
    Ja muszę swoje tempo wyliczyć i Mocium Panie do roboty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnieszka, mam nadzieję, że moje usilne zwalnianie też przyniesie skutki w lepszym tempie na maratonie :-)

    OdpowiedzUsuń