Uwielbiam soki i koktajle. Nie
wyobrażam sobie innego poranku w pracy niż ten, kiedy to po pobudzającej kawie
sięgam po przygotowany wcześniej w domowym blenderze pojemnik z pożywnym
płynem. Zazwyczaj przepis wygląda banalnie: do kefiru dodaję banana i
ewentualnie inny składnik (czyt. coś, co zostało w kuchni i można wykorzystać
do tego celu – masło orzechowe, owoce, nasiona chia, słonecznika etc.). Jest to
totalny spontan i ciężko szukać w tym jakiejkolwiek prawidłowości. Dlatego też
od dawna nosiłem się z zamiarem nabycia książki, która odpowiednio ukierunkuje
mnie i wprowadzi świadome mieszanie poszczególnych elementów wspierających
konkretne funkcje życiowe.
(fot. Aneta Janczarska)
Poszukiwania szły kiepsko,
większość pozycji na rynku była po prostu nudna i brzydka, a nie ukrywam, że
walory wzrokowe są w tym przypadku dla mnie istotne. W końcu udało mi się
napotkać książkę, która spełniła moje oczekiwania. „Juiceman” Andrew Coopera
przykuwa wzrok nomen omen soczystą zielenią bijącą z okładki oraz nietypowym
formatem, zbliżonym bardziej do kwadratu niż klasycznych proporcji kartkowych. W
środku jest równie zachęcająco – z każdej strony biją pozytywne kolory, każdy
zaprezentowany przepis ma swoje odzwierciedlenie w zamieszczonych estetycznych
zdjęciach; aż chce się wydrapać z papieru szklanki z propozycjami koktajli i
soków.
(fot. Aneta Janczarska)
Treść zaprezentowana jest
czytelnie, nie męcząc oczu. Od razu widoczny jest wykaz składników oraz sposób
przygotowania, dodatkowo w niektórych przypadkach dodano ikony symbolizujące
np. stopień pikantności, niską zawartość cukru, produkty dodające energii czy
też „faworytów Juicemana”. Pięknie wygląda także zamieszczona we wstępie tabela
z paletą kolorów (kojarzy się z wzornikiem farb w sklepach remontowych) oraz
przypisanymi do nich składnikami oraz funkcjami, jakie spełniają w poprawie
naszego zdrowia i samopoczucia.
(fot. Aneta Janczarska)
Tak oto nietypowo w pierwszej
części recenzji skupiłem się na atutach estetycznych, ale naprawdę ciężko je
pominąć. Wydawnictwo Buchmann słynie ze świetnie wydanych książek, i nie
inaczej jest tym razem. A jak prezentuje się zawartość tekstowa? Pod tym
względem pełne, pozytywne zaskoczenie. Okazuje się, że „Juiceman” to nie po
prostu spis kolejnych propozycji płynnych miksów do spożycia. Całość jest
podzielona na przemyślane rozdziały.
Wstęp przygotowuje każdego laika do przygody z koktajlami (i jak się okaże, nie
tylko z nimi), wskazując, co jest niezbędne do sporządzenia (jakie warzywa, owoce, przyprawy czy
tłuszcze), nie zapominając także o pobieżnym opisaniu możliwych do nabycia
sprzętów elektrycznych (sokowirówka, wyciskarka, blender) a nawet o takich
rzeczach jak noże, skrobaczki czy szpatułki i butelki :-)
(fot. Aneta Janczarska)
Gdy posiądziemy już tę wiedzę,
można przejść do czystego szaleństwa kuchennego. Naprawdę, każdy znajdzie coś
idealnego dla siebie. Jeśli nie przepadamy za koktajlami czy musami, możemy
skupić się na innych częściach, zawierających przepisy dotyczące rzeczy, o
których byśmy nie pomyśleli. Do wyboru mamy np. rozdziały skupiające się na herbacie
i ciepłych napojach, szotach, drinkach ale także lodach, ciastach czy
krakersach… Czyli możemy przygotować także coś do gryzienia… Najbardziej
rozbrajającymi stronami opisywanej książki są te, które traktują o możliwości
wykorzystania „odpadów” po wcześniej wypisanych przepisach (ot, na przykład do
przygotowania oczyszczającego peelingu do ciała).
(fot. Aneta Janczarska)
Do naszej dyspozycji oddano także
końcowy alfabetyczny indeks, z pomocą którego łatwo odnajdziemy strony z
propozycjami wykorzystania składnika, który mamy aktualnie w domu.
(fot. Aneta Janczarska)
„Juiceman” udowadnia, że
uzdrowienie diety nie musi być nudne i męczące. W prosty sposób możemy
przygotować potrawy, które nie tylko świetnie smakują i działają na nasze
ciało, ale także wprawiają w optymistyczny nastrój swoim wyglądem. Ilość barw,
które są nam prezentowane sprawia, że każdy ponury dzień zmienia się w jednej
chwili w kolorowe i ożywcze chwile. Gorąco polecam nie tylko zwolennikom
„płynnych papek”.
(fot. Aneta Janczarska)
(recenzja pierwotnie ukazała się na stronie sztukater.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz